Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Tutaj można dyskutować na tematy ogólnie związane z grami planszowymi, nie powiązane z konkretnym tytułem.
Awatar użytkownika
Ayaram
Posty: 1573
Rejestracja: 12 lip 2014, 21:24
Lokalizacja: Bydgoszcz
Has thanked: 202 times
Been thanked: 600 times

Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: Ayaram »

Już dawno chciałem założyć ten temat, bo nie ukrywam, że ciekawi mnie jak to jest wśród graczy. Mam ogólnie wrażenie, że gracze gier LCG to mega zróżnicowana grupa jeśli chodzi o podejście do zbierania i nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie "jak zbierać, by mieć najwięcej frajdy z gry". Powoli przybywa kooperacyjnych LCGów, niby tylko na razie 3, ale biorąc pod uwagę, że jeden tytuł to kilka tys. zł i wiele lat zbierania. Nie mniej mam nadzieje, że dalej temat będzie się rozwijał i dojdziemy do momentu kiedy będziemy mieć więcej tytułów niż ktokolwiek jest stanie ograć.

Do rzeczy, moje pytanie na dziś brzmi:
Czy według was zebranie całej jednej serii da nam więcej frajdy niż zbieranie 2-3 tytułów i posiadanie niepełnej kolekcji każdego z nich? Czy nie kupując wszystkiego czulibyście, że macie wybrakowany produkt? Czy może im dalej w las tym bardziej czujecie, że zbieracie grę czysto kolekcjonersko, lub zwyczajnie z przyzwyczajenia? A jeśli im dalej w las tym dany tytuł daje nam mniej frajdy, to gdzie jest magiczna granica gdzie warto się przerzucić na inną grę? Mocno ciekawi mnie zdania na wasz temat, chociaż raczej spodziewam się, że większość idzie drogą proponowaną przez twórców, czyli zbieraj wszystko przez dekadę :wink:

Ja osobiście, jestem graczem nazwijmy to niedzielnym, ale też nie do końca - dość dużo grałem ogólnie w karcianki, lubię bawić się w tworzenie talii, ale kooperacyjne LCGi traktuje raczej jako odskocznie - najczęściej gram tylko w weekendy, nie interesuje mnie w ogóle kwestia "masterowania" gry, przesadnej optymalizacji, aczkolwiek lubię jak rozgrywki nie są spacerkiem. I uważam, że dla mnie jak najbardziej skupienie się na jednym tytule nie jest tym słusznym podejściem.

Zacząłem od LOTRa kupę lat temu, chociaż nie zaczynałem zbierać od samego początku i raczej kupowałem raz na jakiś czas cały cykl. Finalnie uzbierałem prawie całe 4 cykle + sagę, czyli pi razy drzwi połowa tego co wyszła (nie licząc ND) i poczułem, że mi wystarczy - przerzuciłem się na Marvel Champions. Z MC jest zupełnie inna para kaloszy - dużo mniej scenariuszy i dużo więcej generycznych kart, przez co zapowiedzi nowych dodatków dużo mniej rozbudzają wyobraźnie, przynajmniej moją. Mając cały zaledwie 1wszy cykl + Red Skulla, poczułem, że mogę przynajmniej zwolnić tempo i nie kupować wszystkiego. Dalej MC bardzo lubię, dalej gram mega często, ale jednak nie do końca czuje, żeby kupno kolejnego hero packa dużo zmieniało w kwestii odczuwania frajdy z gry. I tak koniec końców, na święta kupiłem CS i 1wszy duży dodatek do Arkham Horror :lol: I to finalnie mnie zmobilizowało do założenia tematu.

Dlaczego tak jest? Wydaje mi się, że przynajmniej u mnie, wykres radości z gry w stosunku do ilości wydanych dodatków by miał kształt paraboli. Tzn. CS to tylko wprowadzanie do gry, rozbudzające wyobraźnie do tego co będzie dalej. Deck building nie istnieje, przygód jest mało, więc można grać w 3 scenariusze na krzyż. Każdy kolejny dodatek rozbudowuje kwestie deck buildingu, powoli tworzą się archetypy, więcej scenariuszów do wyboru, twórcy zaczynają bawić się mechaniką gry - w tym momencie ilość radochy z gry pędzi do góry z każdym dodatkiem. Wtedy też najczęściej osobiście najbardziej się interesują grą, wyczekuje zapowiedzi, oglądam filmiki YT o danej grze itd. itp. Potem (po wielu, wielu dodatkach i wydanych złotówkach :lol: ) - przychodzi okres stagnacja. Mamy wystarczającą liczbę kart by cieszyć się w pełni deckbuildingiem, pojawiają się nowe silne karty, ale też i dużo z poprzednich kart odchodzi w zapomnienie. W scenariuszach też pojawiają się nowe mechaniki, ale po setkach rozegranych gier już ciężko nas zaskoczyć, trochę już zaczynamy być zmęczeni samą mechaniką gry. Poprzednie scenariusze wraz z nowymi kartami stają się z czasem coraz łatwiejsze i finalnie - każdy dodatek u mnie daje powoli mniej frajdy, aż dochodzimy do momentu kiedy chcę spróbować nowej gry - po to, by znaleźć się znowu na tym etapie fascynacji grą.

Druga sprawa to sama kwestia ilości kart dostępnych przy deck buildingu - która też, przy takim niedzielnym graczu jak ja - ma swój optymalny poziom. Tzn. za mało kart to oczywista, oczywistość - nudy, ale jak kart zaczyna być ogrom - to też zaczyna db powoli być męczące.

A jak to jest z wami? Jestem wyjątkiem, czy potwierdzeniem reguły? Pewnie duże znaczenia ma kwestia funduszy i pewnie jest dużo graczy, która zbiera nie przejmując się takimi kwestiami i po prostu zaczyna grać w drugi tytuł, jednocześnie nie przerywając zbierania pierwszego i nawet się nie przejmują fatem, że gra daje coraz mniej radości.
Awatar użytkownika
seki
Moderator
Posty: 3364
Rejestracja: 04 gru 2016, 12:51
Lokalizacja: Czapury/Poznań
Has thanked: 1120 times
Been thanked: 1288 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: seki »

Ja raczej stronie od LCG. Liznąłem ich tylko dwa tytuły z czego kooperacyjny tylko Marvel Champions. Muszę Cię pochwalić autorze wątku za świetne wprowadzenie do poruszanego zagadnienia i krotko potwierdzam, że mam podobnie jak Ty. Opisana przez Ciebie parabola szczęścia idealnie opisuje też mój przypadek. Ja nie czuję potrzeby posiadania wszystkiego do danego LCG. Z czasem częstotliwość grania w dany tytuł maleje i chęć kupna kolejnych paczek mija się z celem. Aczkolwiek uzbieranie kilku-kilkunastu dodatków akurat do Marvel Champions wystarczy by bawić się w niego casualowo, od czasu do czasu. Mam wrażenie, że to w dużej mierze zależy od tego czy w naszym hobby skupiamy się na kilku tytułach LCG czy na setkach grach planszowych w ogólnym znaczeniu. Ta pierwsza grupa pewnie będzie kupować wszystko, z radością i regularnością wszystko ogrywając. Druga grupa osób, do których sam należę, będzie mocno rotować tytuły na stole i z tego czerpać radość jaką oferuje nam to hobby, nie potrzebując przy tym pełnej kolekcji LCG.
Awatar użytkownika
arian
Posty: 830
Rejestracja: 26 sty 2016, 22:38
Has thanked: 267 times
Been thanked: 593 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: arian »

Gdybym grał tylko w Arkham Horror LCG, to kupiłbym do niego wszystko co wyszło. Ale gram też w inne tytuły i jednak taka mocno rozbuchana kolekcja kart bardzo utrudnia budowanie talii, gdy nie masz czasu śledzić wszystkiego na bieżąco. Samo kupowanie to za mało. Ja przerwałem w pewnym momencie zbieranie HwA z powodu rosnącej kolekcji kart gracza. Gdyby to było tak, że dodatki obejmują tylko karty scenariusza, to możliwe, że zbierałbym dalej dla kolejnych przygód.

W pewnym momencie łapałem się na tym, że budując talię nie chce mi się już przeglądać tych wszystkich kart. Z wprowadzeniem kogoś nowego jest ten sam problem. Dajesz mu pakiet 500 kart i każesz zbudować talię? To nie zadziała. Jasne, mogę zbudować talię sam, ale wówczas po przejściu pierwszego scenariusza, na etapie wydawania XP problem powraca.

Posiadłość Szaleństwa po dodaniu wszystkich dodatków jest tak samo prostą do wprowadzenia nowych graczy grą, jak sama podstawka. W HwA LCG karty trzeba by było rozdzielić, żeby kogoś nie przytłoczyć ich ilością, a to jest niestety cały dzień roboty. Prawdę mówiąc mnie samemu, po dłuższej przerwie, bardzo trudno jest wrócić i zbudować sobie nową talię, bo wielu kart już nie pamiętam i faktycznie muszę przeglądać setki kartoników, żeby wybrać te najsensowniejsze dla danej postaci.
Awatar użytkownika
warlock
Posty: 4675
Rejestracja: 22 wrz 2013, 19:19
Lokalizacja: Lublin
Has thanked: 1045 times
Been thanked: 1988 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: warlock »

tytułem wstępu: Władca Pierścieni LCG to moja ulubiona gra. Mam w to rozegranych już ponad 300 partii, posiadam pierwsze 6 cykli (w całości) i obie sagi (również w całości).

Jakiś czas temu doszedłem do punktu, w którym stwierdziłem, że pauzuję z kupowaniem czegokolwiek dalej i kolekcję uważam za zamkniętą - teraz już tylko gram (brakuje mi 3 najnowszych cykli). Pula kart gracza już na tym etapie jest przytłaczająca i powoduje mocny paraliż decyzyjny przy tworzeniu talii, powiększanie tego nie ma już absolutnie sensu - generalnie jedyne co mógłbym rozważyć to same jednostrzałowe scenariusze DNŻ, ale biorąc pod uwagę, że nie ograłem jeszcze wszystkiego co mam to i to jest chybiony pomysł ;).

Uważam, że tego typu gry mają taki punkt krytyczny, gdzie mamy już mnóstwo kart i gigantyczną różnorodność w budowie talii (i jest to cudowne), ale kupno czegokolwiek więcej to już przytłaczający ciężar. Wprowadzenie nowych graczy staje się koszmarem, bo zapoznanie się z pulą kart jest diabelnie męczące. Zresztą sam nie pamiętam o wszystkim, co mam i przeglądając klaser przypominam sobie o jakiejś niszowej karcie, która zbierała kurz.

Arkham Horror jest pod tym względem o tyle lepszy, że każdy cykl to taka zamknięta minikampania, a deckbuilding jest bardziej ograniczony (wybrany badacz zawęża jednak graczowi opcje) i nie przytłacza AŻ tak (same talie są zresztą mniejsze i łatwiej je skonstruować). Poza tym nie grzebiemy już swobodnie w decku po rozpoczęciu cyklu, a jedynie go rozwijamy poprzez wydawanie zdobytych punktów doświadczenia, dlatego też możemy się bardziej skupić na samej grze i fabule, a niekoniecznie na częstym klejeniu talii jak we Władcy. Ale nadal z czasem robi się z niego kobyła i już sama pula badaczy nie ułatwia startu z grą.

Podsumowując - uważam, że zbyt mała kolekcja danego LCGa nie pozwala w pełni docenić możliwości danego systemu i jego głębi, natomiast przychodzi taki moment, że trzeba rozważyć powiedzenie sobie "enough is enough". Myślę, że zdrową granicą i kompromisem na linii możliwości-przytłoczenie dla większości graczy w przypadku Władcy Pierścieni i Horroru w Arkham jest skompletowanie powiedzmy czterech cykli (chociaż w przypadku tego drugiego tytułu nie jest to takie proste bo AH bardzo ciekawą kampanię i tu już ciężej byłoby mi powiedzieć "stop", jako że każdy cykl to prawie jak nowy - choć zamknięty - sezon serialu z intrygującymi niespodziankami i wyborami). System jest już wtedy rozbudowany, mamy opcje, mamy różnorodność, ale nie rozłazi nam się to jeszcze wszystko w szwach i panujemy nad całością i ogarniamy w głowie dostępną pulę kart.
Awatar użytkownika
preshiq
Posty: 268
Rejestracja: 16 gru 2012, 13:36
Lokalizacja: Siemianowice Śląskie
Has thanked: 272 times
Been thanked: 112 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: preshiq »

Ja mam właściwe wszystko co wyszło po polsku dla Lotra, ale to bardziej dlatego ze jestem psychofanem Tolkiena. Co do samej gry to ogralem może 1/4 tego contentu, ale znudzenia nie odczuwam.
Mam tez wszystko co wyszło do tej pory do Marvela ale tu wlasnie robie przerwę bo jak ktoś pisał wyżej nowe postacie nie dodają aż tyle nowych wrażeń i patrzę teraz tylko pod kątem nowych villanow. Poza tym nowe postacie mnie kręcą, moze jak wprowadzą xmenow to wrócę 😀 .
A do AH nie chce wchodzić bo boję sie bardzo malej regrywalnosci i grania do przodu tylko dla odkrywania fabuły, a fanem klimatu tez nie jestem.

W sumie to chyba chciałem napisać, że w LCGach najbardziej dla mnie liczy sie klimat i tematyka i to mnie ciągnie do nowych pudełek 😉
Awatar użytkownika
Ardel12
Posty: 3378
Rejestracja: 24 maja 2006, 16:26
Lokalizacja: Milicz/Wrocław
Has thanked: 1051 times
Been thanked: 2056 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: Ardel12 »

Obecnie zbieram powoli kolejne cykle do AH. Udało mi się uzbierać wszystkie i jestem na bierząco z najnowszym. Ograną mam podstawkę i pierwszy cykl, więc jeszcze wiele przede mną. AH ma to do siebie w moim odczuciu, że beż kolejnych fabularnych rozszerzeń gra szybko by się znudziła. Po przejściu dwukrotnym podstawki jak i Dunwich na razie nie mam ochoty do nich wracać. Dla mnie plusem jest, że kolejny cykl to nie tylko nowe przygody, ale też kolejne karty. Granie tym samym deckiem w AH szybko mnie nudzi. Po przebiciu się przez cykl mam dość danej talii. Dlatego właśnie skupuję po kolei kolejne cykle. Wydłużają frajdę z gry i dodają więcej możliwości. Z większą chęcią podejdę nowo utworzoną talią do rozegranego już cyklu. Ilość kart mnie nie przeraża, bo i tak używam ahdb, z której wybieram talie badaczy(na razie nie czuję parcia by samemu składać, pomijam już czas, którego mi szkoda na budowę obecnie). Po cyklach i powrotach(wciąż poluje na dwa pierwsze) zapewne zakupię resztę z kolekcjonerskich pobudek. W AH na razie nie doszedłem do momentu, by dalsze dodatki nie dawały mi takiej przyjemności, ale jestem na jego początku.

Z kolei tytuł, który LCG się nie zwie, ale jak najbardziej nim jest, czyli Legendary Marvel dawno by już przekroczył optimum przyjemności, gdyby nie wymyślona kampania przez jednego z uzytkowników BGG. Posiadam do tej gry wszystkie dodatki jakie wyszły w komiksowej oprawie. Mieści się to w 3 pudłach(podstawka Villain + 2 pudełka po dużych dodatkcha), zaraz dojdzie czwarte. Wyciaganie tego z półek to akt wręcz heroicznej siły. Nie tylko fizycznej, ale i psychicznej ponieważ pojawienie się tej gry na stole to zajęcie go na dobry tydzień jak nie miesiąc. Granie z nowymi osobami odpada. Liczba słów kluczowych i zależności jest już ogromna i nikomu ta gra nie sprawi przyjemności. Grywam tylko w dwie osoby. Mamy przygotowaną ściągawkę z wytłumaczeniem każdego keyworda oraz kampanią zawierającą to co mam w pudłach. Kampania jak już nie raz chwaliłem na forum jest głównym bodźcem, by dalej grać i kupować kolejne dodatki. Po pierwsze jest mega tematyczna i kolejne postacie pozwalają jej się rozwinąć. Po drugie podobnie działają nowi przeciwnicy. Świetnie to wszystko wypada i pozwala ograć wiele różnych kombinacji. Obecnie kończę kampanię do dodatku Ant-man. Po jej przejściu, otwieram pudełko z dodatkiem, ogrywam je, otwieram następne itd. aż wszystkie nowe dodatki znikają z kupki wstydu. Wtedy robię aktualizację kampanii do odowiedniego dodatku i za jakiś czas mogę znowu wyśmienicie się bawić, odkrywając kolejne zmiany. To jest chyba zarazem najlepsze jak i najgorsze, bo ogrywanie kolejny raz tej samej kampanii średnio mi się widzi, więc wypatruję kolejnych dodatków, których mam pierdyliard, ale i tak chcę więcej... W LM powiedziałbym, że znajduje się idealnie w optimum lub lekko poza nim.

Na koniec najnowsze dziecko FFG, czyli MC. Posiadam wszystko co wyszło, ale ograne mam z 70%. Ogólnie świetnie się bawię nowymi bohaterami. Są różni, wymagają trochę innej talii i nastawienia podczas gry. Przeciwnicy sprawdzają się w testowaniu kolejnych połączeń między bohaterami. Jest co odkrywać i czym się bawić w obecnym już momencie. Red Skull przede mną, więc tutaj rzekłbym, że jestem jeszcze przed optimum zabawy. Obawiam się jednak, że po Red Skullu dojdę do podobnych wniosków jak Ayaram. Pożyjemy zobaczymy.

No to teraz odpowiadając na pytania z pierwszego posta:
Ayaram pisze: 20 gru 2020, 09:32 Czy według was zebranie całej jednej serii da nam więcej frajdy niż zbieranie 2-3 tytułów i posiadanie niepełnej kolekcji każdego z nich? Czy nie kupując wszystkiego czulibyście, że macie wybrakowany produkt?
Czułbym się i jeszcze mój chochlik z tyłu głowy szeptałby, że najlepsze jest w tych dodatkach, których nie mam. Nawet na przekór recenzjom i opinion.
Ayaram pisze: 20 gru 2020, 09:32 Czy może im dalej w las tym bardziej czujecie, że zbieracie grę czysto kolekcjonersko, lub zwyczajnie z przyzwyczajenia?
Miałem tak w przypadku GoT LCG 1ED. Leciałem z kolejnymi cyklami i je skupowałem, choć gra już w mojej ekipie umarła. Kasa w błoto. Z kolei w takim LM, dalej zbieram, bo grę uwielbiam i chcę zobaczyć co jeszcze są w stanie twórcy z niej wycisnąć.
Ayaram pisze: 20 gru 2020, 09:32 A jeśli im dalej w las tym dany tytuł daje nam mniej frajdy, to gdzie jest magiczna granica gdzie warto się przerzucić na inną grę?
Moim zdaniem koniec cyklu jest idealnym momentem na relfeksje jeśli ogrywamy tytuł na bierząco. Zanim wyjdzie kolejny mamy parę miesięcy, by ograć najnowszą iterację i zadecydować, czy faktycznie gra nas na tyle bawi by brnąć w nią dalej. Ja na razie wstrzymuję się z zakupami kolejnych dodatków do MC. Chcę najpierw ograć wydane i potem zadecydować.
Awatar użytkownika
Szewa
Posty: 868
Rejestracja: 10 sie 2016, 12:33
Has thanked: 353 times
Been thanked: 501 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: Szewa »

Ayaram pisze: 20 gru 2020, 09:32
Czy według was zebranie całej jednej serii da nam więcej frajdy niż zbieranie 2-3 tytułów i posiadanie niepełnej kolekcji każdego z nich?
Wszystko zależy od tego czy osoba zbierająca paczki jest graczem czy kolekcjonerem ;)
Ayaram pisze: 20 gru 2020, 09:32 Czy nie kupując wszystkiego czulibyście, że macie wybrakowany produkt?
Nie, sam mam niepełną kolekcję LOTR lcg i nie czuję się z tego powodu nieszczęśliwy, bo wiem, że po pierwsze nie zagrałbym wszystkich scenariuszy i tak, bo brakowałoby mi czasu, a po drugie z każdą nową paczką pojawiałby się coraz to większy paraliż decyzyjny podczas budowania talii. Uważam, że sweet spotem podczas kolekcjonowania gier karcianych w formacie lcg jest posiadanie 3-4 pełnych cykli (niezależnie czy to LotR, HwA), gdyż jest to ilość nieprzytłaczająca, zajmująca odpowiednią ilość miejsca, a jednak dająca ogrom możliwości scenariuszowych/deckbuildingowych. Tak wygląda moja kolekcja LotR:
Spoiler:
I to mi całkowicie wystarcza ;) A nawet zastanawiam się nad wyprzedażą tych pojedyńczych scenariuszy z AA/DCh.


Więc odnosząc się do pytania zawartego w temacie tej dyskusji: nie, moim zdaniem więcej nie znaczy lepiej, ale każdy podchodzi do tego indywidualnie, więc każdy niech kupuje ile chce :)
Top10:
1. A Song of Ice & Fire 2. Wojna o pierścień 3. Dominant Species 4. Brass: Birmingham 5. A Game of Thrones 2ed 6.Pax Renaissance 2ed 7. Tyrants of the Underdark 8. Zombicide:2nd 9. Empires: Age of Discovery
Honorowa: Lotr LCG
Awatar użytkownika
Ayaram
Posty: 1573
Rejestracja: 12 lip 2014, 21:24
Lokalizacja: Bydgoszcz
Has thanked: 202 times
Been thanked: 600 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: Ayaram »

Szewa pisze:Nie, sam mam niepełną kolekcję LOTR lcg i nie czuję się z tego powodu nieszczęśliwy, bo wiem, że po pierwsze nie zagrałbym wszystkich scenariuszy i tak, bo brakowałoby mi czasu, a po drugie z każdą nową paczką pojawiałby się coraz to większy paraliż decyzyjny podczas budowania talii. Uważam, że sweet spotem podczas kolekcjonowania gier karcianych w formacie lcg jest posiadanie 3-4 pełnych cykli (niezależnie czy to LotR, HwA), gdyż jest to ilość nieprzytłaczająca, zajmująca odpowiednią ilość miejsca, a jednak dająca ogrom możliwości scenariuszowych/deckbuildingowych. Tak wygląda moja kolekcja LotR:
Mam podobną ilość, a nawet trochę mniejszą i uważam ją za taki właśnie "sweet spot". Scenariuszy wychodzi ponad 50, czyli ilość, którą przy moim graniu nie ma szans żeby zdążył zrobić w rok. W przypadku scenariuszy wydaje mi się, że optymalną liczbą będzie koło 30-50. Trochę ich trzeba jednk mieć, w Marcvelu obecnie jest trochę ponad 10, to ma się jednak odczucia jeszcze, że "gram w kółko te same scenariusze".

Jeśli chodzi o deck-building to już jest pewnie trudniej powiedzieć ile to w sam raz. Mi ponownie pasuje tyle ile mam (wracam do Lotra), z jednej strony mam mnóstwo kart pozwalające zrobić różnorodne archetypy, z drugiej wszystko mieści mi się (ledwo ;) ) w pojedyńczym klaserze do kart więc buduje się przyjemnie. Przy kolejnych dodatkach to takie znowu na dwoje babka wróżyła. Np. Bardzo lubię grać na entach, a skończyłem zbierać na cyklu pierścienia, przeglądam karty z następnego cyklu, gdzie jest np. ent leczący i od razu myśl "o kurłaaa, ale on by mi wzmocnił mój deck! fajnie by było go mieć!" z drugiej... jeśli już teraz jestem w stanie przejść prawie wszystkie scenariusze które mam, to wzmacnianie archetypów jest mi jakoś super potrzebne? No nie do końca, może nawet by mi spadł fun z gry, przez to, żeby się zrobiło łatwiej.
Awatar użytkownika
warlock
Posty: 4675
Rejestracja: 22 wrz 2013, 19:19
Lokalizacja: Lublin
Has thanked: 1045 times
Been thanked: 1988 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: warlock »

np. ent leczący i od razu myśl "o kurłaaa, ale on by mi wzmocnił mój deck! fajnie by było go mieć!"
Mam dokładnie tak samo patrząc na archetypy Leśnych Elfów i Hobbitów, czy nawet Orłów - uwielbiam nimi grać, a w nowszych cyklach są dla nich absolutnie znakomite karty i zawsze myślę sobie "no nie, to jest kluczowa sprawa dla moich talii, wszystkie problemy znikną". A potem mówię sobie "bez przesady, jak nie dam rady zbudować talii z użyciem tych kilkuset kart, które już mam, to coś jest nie tak". ;) Poza tym powiedziałem sobie dla zdrowia psychicznego, że nie kupię cykli, które nie wyszły po polsku, dla zachowania spójności kolekcji (to taki wymuszony stoper dla nałogu :D). Chociaż za posiadanie kart z cyklu Ered Mithrin dałbym się pokroić :D.

Także to nie tak, że z tymi nowszymi cyklami jest coś nie tak - po prostu niekontrolowany rozrost LCGa może sprawić, że paradoksalnie będziemy po niego mniej sięgać, bo nie będzie nam się chciało tego wszystkiego ogarniać.

Nawiasem mówiąc, cieszę się, że mam ciągłość kolekcji, bez dziur. Uzbierałem wszystko chronologicznie do pewnego punktu, więc nie mam poczucia wybrakowania czegoś. ;). Cały czas kusi mnie tylko ten cholerny TRZECI core set :D. Ale jak sobie pomyślę, że to ~stówa za kilka kart, które mam tylko w dwóch kopiach, a chciałbym w trzech, to przychodzi otrzeźwienie... ;)
Spoiler:
Zorak
Posty: 613
Rejestracja: 02 lip 2008, 01:22
Has thanked: 42 times
Been thanked: 49 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: Zorak »

Gram głównie w Arkham i zależy od podejścia. Wraz z dużą liczbą dodatków łatwiej mi się czeka na cały cykl zanim zacznę grę niż to było na początku.
Budowanie talii to kwestia kto co lubi. Jednych duża pula kart cieszy innych przytłacza. Prawda jest taka że spoko nowych kart które dochodzą są często alternatywą dla starych kart. Spokojnie można grać taliami które się robiło na etapie pierwszych 2 cykli, jest też arkham db jak ktoś chce czegoś nowego doświadczyć więc spokojnie można obejść paraliż decyzyjny związany z masą nowych kart.

Jak wchodziłem w Arkham LCG to gdzieś w tyle głowy miałem "przecież to dojonko FFG bądź ostrożny. Póki co jednak widzę że sporo pracy wkładają w te LCGi nowe dodatki są ciekawe, mechanika pozwala na różne twisty i nie czuję aby mnie dojono z kasy. Raczej serwują mi więcej dobrych potraw z mojej ulubionej kuchni.

Ważne jest też podejście do gier, są osoby co idą na ilość, grają miesięcznie w dziesiątki różnych gier i dla takich raczej LCG się nie sprawdzi. są też osoby które raczej ograniczają się do paru gier, lubią je "masterować" i to tutaj jest docelowy target dla LCGów.

Finalnie wydałem na nie spoko kasy ale też spędziłem masę czasu, przy tej ilości kart wiem że są kombinacje których nawet nie ruszyłem i pewnie długo nie ruszę. Poznałem masę fajnych osób a co najlepsze to nowe dodatki wyglądają równie kusząco co te pierwsze.
Horror w Arkham LCG na FB https://www.facebook.com/groups/1656455741348152/
Horror w Arkham LCG na Discord https://discord.gg/AEbARQx
puciol
Posty: 5
Rejestracja: 13 sty 2020, 08:22
Has thanked: 3 times
Been thanked: 1 time

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: puciol »

Fauny temat :)
Ją wypowiem się z perspektywy gracza wchodzącego bardzo późno w system WP lcg. Gram od ok 2 lat a gra ma z 12 ?
Na początku mając sama podstawke ogrywałem ten 1 grywalny scenariusz + kilka fanowskich może 6 miesięcy? Potem kupilem KHAZAD-DUM i kolejne granie 2 miesiące?
Wkrecilem się na tyle że chciałem mieć wssystko, sprawę ułatwiało mieszanie językowo ,więc po francusku kupuje to co nie jest dostępne po polsku.

Obecnie mam prawie wszystko i jestem gdzieś w 30℅ treści. Niestety mając tyle nieogranego materiału przez kolejne scenariusze przechodze szybciej i nie czerpie już tyle radości co na początku

Gra dalej daje mega frajde i ostatni rok gram tylko w WP, mogła by to być jedyną gra w mojej kolekcji.

Podsumowując, moim zdaniem najlepiej wchodzić w lcg na bieżąco i kupować to co jest wydawane, wtedy mamy czas na prawdziwe poznanie kart. Wiemy też kiedy gra nas już nie kręci i opuszcza mu dalsze zakupy, ale we Władcy to chyba nie grozi :)
Awatar użytkownika
brazylianwisnia
Posty: 4121
Rejestracja: 07 mar 2017, 20:48
Has thanked: 272 times
Been thanked: 941 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: brazylianwisnia »

Kluczowa kwestia jest jednak tytul o ktorym mowa ale zanim przejde do tego co mysle chciałbym zwrocic uwage na jeszcze jeden aspekt - dostepnosc. Taki Arkham ma tyle zawartości ze dzis na spokojnie by mi starczylo na kolejne 200 godz gry ale obawiam sie ze za 10 lat stwierdze ze jednak szkoda ze nie kupilem 7-8ej kampanii a nigdzie nie idzie juz tego dostac. Moze to absurdalne bo przeciez moga sie ukazać 2-3 kolejne LCGi ktore zamiota Arkham pod dywan i problemu nie bedzie.

Parabola o ktorej mowisz jest wrecz ogolna prawda. Zarowno dla konsumenta jak i dla designu. Przy wieloletnim dziele wkoncu moze nawet nadesc moment "skoku nad rekinem". Jednak to gdzie przypada punkt szczytowy zalezy mocno od tytulu. Bo o ile w Marvel Champions po ~40 dodatkach będziemy miec ok 40 scenariuszy i 40 postaci oraz tone kart do budowania decku i mysle ze gdzies to bedzie nawet kawalek za szczytem paraboli dla ogolu tak w Arkham mimo ze mamy nawet więcej dodatkow wciaz jakby nie ma tego jakos olbrzymiej ilosci. 6 pelnych kampanii a ze czesto sie je wciaga seriami to jakos wydaje sie tego mniej. Tak samo z budowaniem decku gdzie w Arkham mimo takiej bazy kart jak przychodzi co do czego to wybor nie jest ogromny - np Mark Harrigan ma wybor miedzy kilkoma rodzajami broni z czego wybiera 2-3 na start, miedzy 4 sojusznikami z których wybiera 1-2. Wynika to glownie z ograniczen postaci jak i tego ze duza czesc kart to karty za xP. Takze Arkahm ze swojej natury pomiesci sporo zawartosci i pewnie doczekamy się jescze 4-6 cykli.
Marvel natomiast jest bardziej nastawiony na mieszanie zawartosci, kazdy z kazdym a opcji przyrasta lawinowo. Tu jednak dochodzi inny aspekt dla fana bo bedzie sporo zawartosci ale bedzie nacisk wewnetrzny majac nawet 50 bohatetow i przeciwnikow: "No Thanosa nie kupisz? Galactusa odpuscicsz?jak mozesz nie kupic Dr Dooma/Wolverina/Punishera?".

Najgorsze jest jednak to ze sprzedaz coopowych LCGow przebija poteznie sprzedaz karcianek vs wiec beda powstawać kolejne i zaczna sie rozterki ile wytrzyma budzet i jak pogodzic zylke kolekcjonera z ta sytuacja..
Sprzedam:Nemesis Lockdown Sundrop
forum/viewtopic.php?f=65&t=76430
Awatar użytkownika
Ayaram
Posty: 1573
Rejestracja: 12 lip 2014, 21:24
Lokalizacja: Bydgoszcz
Has thanked: 202 times
Been thanked: 600 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: Ayaram »

brazylianwisnia pisze:Kluczowa kwestia jest jednak tytul o ktorym mowa ale zanim przejde do tego co mysle chciałbym zwrocic uwage na jeszcze jeden aspekt - dostepnosc. Taki Arkham ma tyle zawartości ze dzis na spokojnie by mi starczylo na kolejne 200 godz gry ale obawiam sie ze za 10 lat stwierdze ze jednak szkoda ze nie kupilem 7-8ej kampanii a nigdzie nie idzie juz tego dostac. Moze to absurdalne bo przeciez moga sie ukazać 2-3 kolejne LCGi ktore zamiota Arkham pod dywan i problemu nie bedzie.
No ja tam mam nadzieję, że jednak za 10 lat to już będzie tyle LCGów i to lepiej doszlifowanych, że nakicham na braki z prehistorycznych gier ;)
Parabola o ktorej mowisz jest wrecz ogolna prawda. Zarowno dla konsumenta jak i dla designu. Przy wieloletnim dziele wkoncu moze nawet nadesc moment "skoku nad rekinem". Jednak to gdzie przypada punkt szczytowy zalezy mocno od tytulu. Bo o ile w Marvel Champions po ~40 dodatkach będziemy miec ok 40 scenariuszy i 40 postaci oraz tone kart do budowania decku i mysle ze gdzies to bedzie nawet kawalek za szczytem paraboli dla ogolu tak w Arkham mimo ze mamy nawet więcej dodatkow wciaz jakby nie ma tego jakos olbrzymiej ilosci. 6 pelnych kampanii a ze czesto sie je wciaga seriami to jakos wydaje sie tego mniej. Tak samo z budowaniem decku gdzie w Arkham mimo takiej bazy kart jak przychodzi co do czego to wybor nie jest ogromny - np Mark Harrigan ma wybor miedzy kilkoma rodzajami broni z czego wybiera 2-3 na start, miedzy 4 sojusznikami z których wybiera 1-2. Wynika to glownie z ograniczen postaci jak i tego ze duza czesc kart to karty za xP. Takze Arkahm ze swojej natury pomiesci sporo zawartosci i pewnie doczekamy się jescze 4-6 cykli.
Tutaj 100% się zgadzam. Marvela mam powoli przesyt, a tu przecież kurna wyszedł 2 cykl dopiero :lol: z 2-3 duże pudła z nowymi scenariuszami się jeszcze przydadzą, ale dodatkowe hero packi i scenariusze już nie koniecznie. Ciekawi mnie czy twórcy będą w stanie wymyśleć cokolwiek, by zmienić to myślenie. Arkham pewnie faktycznie stoi po drugiej stronie barykady. Inaczej brzmi "15 scenariuszy", a inaczej "2 kampanię". No i rozbicie karty na zwykłe + z expem pewnie też robi swoje.
Skid_theDrifter
Posty: 581
Rejestracja: 25 mar 2017, 19:53
Has thanked: 26 times
Been thanked: 182 times

Re: Kooperacyjne gry LCG: więcej = lepiej?

Post autor: Skid_theDrifter »

Zabierałem się trochę do partycypacji. Moje doświadczenie z kooperacyjnymi LCG to raptem Arkham Horror. Pozostałe moje LCGi to versusy.

Jest to świadoma decyzja. Nie wątpię, że LotR by mi przypadł do gustu gdybym do niego podszedł. Mam natomiast tak, że jak gra do mnie trafia, to chcę mieć wszystko co do niej wyszło, chcę obcować z kompletnym produktem. Ty natomiast zadajesz pytanie, które wywraca fundamentalne myślenie o LCG - mianowicie, czym jest kompletność? Czy kompletność to stan faktyczny, czy subiektywne odczucie?

Sprawa jest bardzo niełatwa do określenia. Osobisty przykład siostrzany - Netrunner. Mam do niego prawie wszystko, brakuje mi raptem dwóch paczek ostatniego cyklu i starego Core'a. Nic oficjalnego do Netrunnera nie wydrukowano od 2018 roku - akurat jak zacząłem skupować kolekcję. Był taki czas, że chodziłem przez to po ścianach. Nie chciałem używańca, nie chciałem innej wersji językowej, nie chciałem kupować od jakiegoś typa na ebayu (brak zaufania). Trochę to trwało, zanim zaakceptowałem to, że mainstreamowymi kanałami nic do mnie nie trafi. Minął od tego czasu jakiś rok, ale mój stosunek do tej niekompletności jest taki, jak do palenia papierosów po jego rzuceniu. Przychodzą chwile, że mnie ciągnie szukać, pytać, kombinować. Bo z mojej perspektywy nawet jeśli mam 95% gry, to mam grę niekompletną. Kupiłem nawet cykle, które społeczność uważa za fatalne. Ostatecznie to przecież kawałek historii gry.

Teraz, Arkham Horror śledzę od początku i kupuję od początku. Tutaj sprawy wyglądają inaczej. Nie kupiłem książek z kartami, bo uznałem, że to marna praktyka była (w tamtym czasie pula kart była jeszcze dość młoda i głodna) - ale poza tym, biorę wszystko. W międzyczasie - w trzecim cyklu - stało się dla mnie jasne, że to co ja i moi współgracze lubią najbardziej, i to co lubią najbardziej inni gracze, to bardzo różne rzeczy. Od tego czasu obserwuję jak zmienia się to co AH oferuje. Ostatni cykl dodaje na przykład żetony klątw i błogosławieństw do worka chaosu. Po mniej więcej połowie cyklu mogę spokojnie powiedzieć, że mi ten dodatek do standardowych mechanik wcale nie leży. W każdym razie, paczki do LotRa i AH mają trochę kart graczy i scenariusz. Dzięki temu nawet jeśli nie leży Ci jedno, drugie może Ci odpowiadać. Tak jest i tu. Obecny cykl to już szósta kampania. Czy mam poczucie, że nagromadziłem dość gry? Z praktycznej perspektywy ogrania, tak myślę. Każdy cykl ma jeszcze wariant "Powrotu", więc jak skończymy z Powrotem Innsmouth, będę mógł w teorii spokojnie rozegrać każdą kampanię dwukrotnie, za każdym razem widząc nowe rzeczy (w praktyce mam to wszystko już porozgrywane po wielokroć, więc "Nowe" to termin relatywny). 6 x 8 scenariuszy, plus 3 z podstawki = 51, pomnożone przez powroty - mamy 102 bardzo różne rozgrywki. A gdzie jeszcze scenariusze poboczne? Tak, contentu mam dość. Co do kart gracza, na obecnym etapie myślę, że spokojnie zadowoliłbym się dodaniem kolejnych nowych postaci i ewentualnego dla nich supportu, ale już bym nie chciał oglądać kolejnego wariantu tego samego. Jakoś mi to tu nie działa wcale, "binder fodder". Już nawet nie wspominam o rozczarowaniach wynikających z absolutnego porzucenia właściwego trybu solo przez FFG, albo podkręcaniu tych aspektów gry, które graczy bardziej niedzielnych od gry odrzucają.

Ale nie oznacza to wcale, że nie kupię kolejnego cyklu. Kompletność ma różne wymiary. Łapię się na tym, że z roku na rok mam poczucie, że mam coraz mniej czasu. Tak działa życie jakby, że zaczynamy z nim w całości a potem jest go już tylko mniej z każdym dniem. Wiedziałem to zawsze, ale dopiero od niedawna zaczynam to czuć-czuć, co z kolei doskwiera mi w kontekście gier żyjących, wielkich, monumentalnych. There are things I want to do. I zależy mi na nich coraz bardziej. Brak mi beztroski do tego, by zagrywać się w dwie gry w takim stopniu (Netrunner za dobry).

Tak więc odpowiadając na Twoje pytanie, kompletność faktyczna nie jest wymagana, nie. Kompletność faktyczna nie jest również racjonalna. Trzeba znać samego siebie i swój stosunek do kompletności, żeby można było odpowiedzieć sobie na Twoje pytanie. Jak najbardziej można mieć tylko część gry - a i tak mieć więcej gry, niż jest się w stanie fizycznie przerobić na wszystkie sposoby.
ODPOWIEDZ