ckbucu pisze: ↑05 gru 2023, 14:22
Z ciekawości - w jakim składzie w to graliście?
4 osoby, trzy - pierwszy raz . Osoba tłumacząca - właściciel gry, weteran. W planie były trzy ery, ale nie udało się.
ckbucu pisze: ↑05 gru 2023, 14:22
Moja pierwsza partia dwuosobowa w pełnej rozgrywce to było 2:50, a gra dużo dłużej nie trwa przy większej liczbie graczy.
Po bitych czterech godzinach doturlaliśmy się do drugiej rundy trzeciej ery. Po pierwszym kółeczku trzeciej rundy - podsumowaliśmy punkty. Owszem, graliśmy wolno, bo było sporo pytań w trakcie rozgrywki.
ckbucu pisze: ↑05 gru 2023, 14:22
Losowość masz tu mniejsza, niż w Legends of Void, tam przy dupnym dociągu rzeźbisz w g**nie
No nie... W LOV masz draft. I jak nie masz co grać, to znaczy, że bezmyślnie draftowałeś. Tutaj masz króciutki market row, albo bierzesz karty w ciemno. Dodatkowo karty mają wyjątkowo rozstrzeloną moc. Szczególnie w trzeciej erze, gdzie masz np. ruch 8 i ruch X3. Jak ktoś nie ma na ręku mnożnika, to siedzi w miejscu na tyłku. A jeszcze gorsze są żetony eksploracji. Żeby zrealizować swój cel z pierwszej ery, musiałem zasiedlić cztery ciała niebieskie zasobne w wodę. Odnalazłem trzy, No i utknąłem w pasie Jowisza. Odkryłem tam wszystkie żetony i nie było żadnego z wodą. W ostatniej rundzie podjąłem mega ryzyko i wydostałem się z pasu Jowisza z powrotem w okolice ziemskie. Mogłem dolecieć tylko do jednego żetonu, a miałem wybór trzech. Tylko TOTALNYM FARTEM udało się dolecieć do właściwego. A mogło być zgoła inaczej.
ckbucu pisze: ↑05 gru 2023, 14:22
SpaceCorp, mimo że jest grą prostą w zasadach, nie jest grą, która pokaże Ci wszystko przy pierwszej rozgrywce
Gdyby ogranie i doświadczenie miało tak duże znaczenie, to byłaby większa różnica punktowa pomiędzy weteranem tej gry, a mną. A było to zaledwie kilka punktów. Właściciel gry znał ją dokładnie, a też go męczył słaby dociąg. Przez pierwszą erę w ogóle praktycznie się nie ruszył, z kolei w drugiej erze pierwszy doleciał na sam skraj galaktyki.
Tylko dlatego, że siadły mu mocno karty z ruchem.
ckbucu pisze: ↑05 gru 2023, 14:22
to wynika właśnie z porządnego szlifu i developmentu.
Z dobrego developmentu wyniknąłby np. zbyt długi czas rozgrywki. Tutaj wszyscy gracze uznali, że gra spokojnie mogłaby się obyć bez którejś ery, bo i tak robimy wciąż to samo, co na dłuższą metę staje się nużące. Porządny development, poza skróconym czasem rozgrywki, ujawniłby też brak balansu w kartach i totalny rostrzał w ich użyteczności. Tutaj serio często karty są bezużyteczne, a są też takie, które dają potężnego kopa. Statyczny market Row też nie pomaga w kontroli nad tym, co dobieramy. Owszem, można zrzucić karty, ale przy tym jednocześnie możemy (zupełnym przypadkiem) popsuć komuś plan na kolejną rundę.
Żeby nie było - to nie jest zła gra i nawet niektóre rozwiązania strasznie mi się podobały. Ba! Nawet powiem, że na samym początku partii bawiłem się wybitnie dobrze i chciałem nawet Spececorp z miejsca zakupić. Ale z czasem losowość coraz bardziej pokazywała mi środkowy palec,
A może po prostu ja nie jestem targetem? Bo ludzie, którym nie przeszkadza losowość i nie irytuje ich to, że wynik zależy też od czynnika szczęścia - mogą się bawić przy Spacecorp DOSKONALE! Ale dla euro graczy te "wady" będą nie do przeskoczenia. Dla mnie w ogóle gry od GMT, to takie klasyczne ameri. Mega dużo zależy od umiejętności i rozsądnego grania, ale ostateczny wynik zależy jednak od tego, co komu podejdzie. W trzeciej erze, gdy ktoś nie dobierze karty z mnożnikiem do ruchu, to nigdzie nie poleci. Owszem, to dosyć zabawne dla pozostałych graczy, ale niekoniecznie fajne dla "poszkodowanego".
Dla mnie Spacecorp mógł być grą wszech czasów, bo i tematyka mega bliska mojemu serduszku i mnóstwo fajnych smaczków z astrofizyki. Ale nie mogę zaakceptować tego, że ktoś może mieć świetny wynik, bo wszystko mu podeszło.