Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowych gr

Tutaj można dyskutować na tematy ogólnie związane z grami planszowymi, nie powiązane z konkretnym tytułem.
RE.Lee
Posty: 167
Rejestracja: 28 gru 2015, 19:13
Lokalizacja: Warszawa

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: RE.Lee »

W temacie liczby partii, po których wystawiana jest recenzja. Załóżmy, że wstępne wrażenie jest złe i nawet doświadczony recenzent nie widzi niczego obiecującego, ale po 10 pojawia się jakaś głębia, która go do tytułu przekonuje. Wystawia dobrą ocenę, a następnie kilkudziesięciu widzów/czytelników czuje się oszukanych, bo jednak większość konsumentów nie ma czasu/ochoty przełamywać rzeczywistości.

Dobrze zrobił ten autor czy źle?

I oczywiście może swoją ocenę uzasadnić dogłębnie, ale, jak już wspomniano, gros odbiorców patrzy tylko czy gra jest polecana czy nie.
TOP 3: Chaos in the Old World, Evolution, The Grizzled.
Awatar użytkownika
Deem
Posty: 1216
Rejestracja: 23 mar 2005, 01:50
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 371 times
Been thanked: 264 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Deem »

RE.Lee pisze:W temacie liczby partii, po których wystawiana jest recenzja. Załóżmy, że wstępne wrażenie jest złe i nawet doświadczony recenzent nie widzi niczego obiecującego, ale po 10 pojawia się jakaś głębia, która go do tytułu przekonuje. Wystawia dobrą ocenę, a następnie kilkudziesięciu widzów/czytelników czuje się oszukanych, bo jednak większość konsumentów nie ma czasu/ochoty przełamywać rzeczywistości.

Dobrze zrobił ten autor czy źle?

I oczywiście może swoją ocenę uzasadnić dogłębnie, ale, jak już wspomniano, gros odbiorców patrzy tylko czy gra jest polecana czy nie.
Nie sądzę, żeby najważniejszą informacją w recenzji było to, czy gra przekonuje recenzenta czy nie. Mechanizmy i ich charakterystyka istnieją bez względu na to, czy autor recenzji je polubił. Do tego, żeby je zauważyć i przemyśleć raczej nie potrzeba 10 partii. Tak jak napisał Bartek z Melanżowni w tym lub bliźniaczym temacie - zwykle po 3-5 partiach nie ma już nic co go zaskakuje i może jakoś drastycznie zmienić opinię.

Tak na dobrą sprawę opinia recenzenta zebrana w słowa "podobało mi się/nie podobało mi się" ma bardzo niewielką wartość dla widza/czytelnika. To rozbicie na poszczególne składowe jak klimat, wykonanie i elementy mechaniki (i ich analiza czyli np. "klimat budują bardzo charakterystyczne grafiki, które dla niektórych mogą być zbyt dosłowne", "plansza jest papierowa i szybko widać na niej ślady zużycia", "jednym z głównych elementów jest licytacja, ale charakterystyczna ponieważ bla bla" itd. itp.). Jeśli to wszystko jest porządnie omówione, to nawet to ostateczne tak albo nie podsumowujące recenzję, nie ma większego znaczenia.
Immanentnie abstrahując od transcendentalnych dywagacji, w kierunku pejoratywnych aczkolwiek konstruktywnych rekapitulacji, dochodzimy do konkluzji, że ewenement jest ewidentnym paradoksem.
Awatar użytkownika
Ink
Administrator
Posty: 2817
Rejestracja: 17 gru 2007, 09:53
Lokalizacja: Lublin
Has thanked: 103 times
Been thanked: 159 times
Kontakt:

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Ink »

Deem pisze:Tak na dobrą sprawę opinia recenzenta zebrana w słowa "podobało mi się/nie podobało mi się" ma bardzo niewielką wartość dla widza/czytelnika. To rozbicie na poszczególne składowe jak klimat, wykonanie i elementy mechaniki (i ich analiza czyli np. "klimat budują bardzo charakterystyczne grafiki, które dla niektórych mogą być zbyt dosłowne", "plansza jest papierowa i szybko widać na niej ślady zużycia", "jednym z głównych elementów jest licytacja, ale charakterystyczna ponieważ bla bla" itd. itp.). Jeśli to wszystko jest porządnie omówione, to nawet to ostateczne tak albo nie podsumowujące recenzję, nie ma większego znaczenia.
Bardzo jest bliskie mojemu sercu to, co napisałeś i chciałbym, żeby tak recenzje były postrzegane. Szczerze mówiąc często chciałbym w ogóle nie pisać tego ostatniego akapitu "podsumowując, gra jest taka a taka", w obawie, że przygodny czytelnik przeczyta tylko to podsumowanie i na nim się oprze, a to przecież najmniej istotne.
Games Fanatic -/- Gradanie -/- Za dużo gier
O ile wyraźnie nie zaznaczono inaczej, powyższa wypowiedź nie jest stanowiskiem moderacji lub administracji forum.
Awatar użytkownika
Kapelatejesy
Posty: 88
Rejestracja: 21 wrz 2014, 17:04
Lokalizacja: Warszawa

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Kapelatejesy »

RE.Lee pisze:W temacie liczby partii, po których wystawiana jest recenzja. Załóżmy, że wstępne wrażenie jest złe i nawet doświadczony recenzent nie widzi niczego obiecującego, ale po 10 pojawia się jakaś głębia, która go do tytułu przekonuje. Wystawia dobrą ocenę, a następnie kilkudziesięciu widzów/czytelników czuje się oszukanych, bo jednak większość konsumentów nie ma czasu/ochoty przełamywać rzeczywistości.

Dobrze zrobił ten autor czy źle?
Oceniałem jakiś czas temu serial, który przestałem oglądać po 3 odcinkach malizny, a potem oglądałem dalej, bo znajomy polecił "po 7 się rozkręca!". No była to prawda i końcówka sezonu + kolejny cały to bardzo dobre kino, ale czy można ocenić jako całość serial jako dobry, jeśli połowy sezonu nie da się oglądać?

W przełożeniu na gry, jeśli gra jest dobra, ale trzeba zagrać 5 razy, żeby ją docenić, to IMHO po prostu nie jest dobra. Sądzę, że po wielokrotnym przegraniu mogą wyjść błędy, strategia wygrywająca, czy zaburzenie balansu, ale nie wierzę, że z kiepskiego wrażenia zrobi się coś dobrego po dalej niż trzeciej rozgrywce.
Awatar użytkownika
konrad.rymczak
Posty: 998
Rejestracja: 26 cze 2016, 14:09
Has thanked: 173 times
Been thanked: 48 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: konrad.rymczak »

Kapelatejesy pisze: W przełożeniu na gry, jeśli gra jest dobra, ale trzeba zagrać 5 razy, żeby ją docenić, to IMHO po prostu nie jest dobra. Sądzę, że po wielokrotnym przegraniu mogą wyjść błędy, strategia wygrywająca, czy zaburzenie balansu, ale nie wierzę, że z kiepskiego wrażenia zrobi się coś dobrego po dalej niż trzeciej rozgrywce.
Ciekawe jakie oceny miałyby szachy po 2-3 grach ;)
Kupię: Eclipse 2nd - Galactic Counselor
Awatar użytkownika
Kapelatejesy
Posty: 88
Rejestracja: 21 wrz 2014, 17:04
Lokalizacja: Warszawa

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Kapelatejesy »

Pewnie zależy, czy komuś po tych 2-3 grach szachy podeszły ;-) Czy myślisz, że z perspektywy gracza, jeśli po 2-3 grach mi totalnie nie leży, to gram dalej, bo może jednak mi się spodoba? Rynek jest duży i osobiście nie rozumiem takiego masochizmu. W żadnym wypadku nie oczekiwałbym od recenzenta, że będzie dalej ogrywał pozycję, która w ciągu 3 rozgrywek zrobiła na nim złe wrażenie.
Awatar użytkownika
Deem
Posty: 1216
Rejestracja: 23 mar 2005, 01:50
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 371 times
Been thanked: 264 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Deem »

Kapelatejesy pisze:
RE.Lee pisze:W temacie liczby partii, po których wystawiana jest recenzja. Załóżmy, że wstępne wrażenie jest złe i nawet doświadczony recenzent nie widzi niczego obiecującego, ale po 10 pojawia się jakaś głębia, która go do tytułu przekonuje. Wystawia dobrą ocenę, a następnie kilkudziesięciu widzów/czytelników czuje się oszukanych, bo jednak większość konsumentów nie ma czasu/ochoty przełamywać rzeczywistości.

Dobrze zrobił ten autor czy źle?
Oceniałem jakiś czas temu serial, który przestałem oglądać po 3 odcinkach malizny, a potem oglądałem dalej, bo znajomy polecił "po 7 się rozkręca!". No była to prawda i końcówka sezonu + kolejny cały to bardzo dobre kino, ale czy można ocenić jako całość serial jako dobry, jeśli połowy sezonu nie da się oglądać?

W przełożeniu na gry, jeśli gra jest dobra, ale trzeba zagrać 5 razy, żeby ją docenić, to IMHO po prostu nie jest dobra. Sądzę, że po wielokrotnym przegraniu mogą wyjść błędy, strategia wygrywająca, czy zaburzenie balansu, ale nie wierzę, że z kiepskiego wrażenia zrobi się coś dobrego po dalej niż trzeciej rozgrywce.
Raz, że porównanie do serialu nie jest zbyt adekwatne, ponieważ mówisz o zmianie jakości późniejszych odcinków, podczas gdy gra zostaje tym samym produktem.

Dwa, mam całą listę gier, które nie zachwyciły mnie po pierwszej czy dwóch pierwszych partiach i moja ocena jest neutralna/negatywna, ale mam poczucie, że mogłaby się zmienić, gdybym dał im więcej szans i lepiej poznał (m.in. Archipelago czy Anachrony).
Immanentnie abstrahując od transcendentalnych dywagacji, w kierunku pejoratywnych aczkolwiek konstruktywnych rekapitulacji, dochodzimy do konkluzji, że ewenement jest ewidentnym paradoksem.
Awatar użytkownika
konrad.rymczak
Posty: 998
Rejestracja: 26 cze 2016, 14:09
Has thanked: 173 times
Been thanked: 48 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: konrad.rymczak »

Kapelatejesy pisze:Pewnie zależy, czy komuś po tych 2-3 grach szachy podeszły ;-) Czy myślisz, że z perspektywy gracza, jeśli po 2-3 grach mi totalnie nie leży, to gram dalej, bo może jednak mi się spodoba? Rynek jest duży i osobiście nie rozumiem takiego masochizmu. W żadnym wypadku nie oczekiwałbym od recenzenta, że będzie dalej ogrywał pozycję, która w ciągu 3 rozgrywek zrobiła na nim złe wrażenie.
Czyli ocena cięższej gry zależy od ślepego losu? Czy recenzent będzie miał nastrój, czy dana gra jest w jego typie, czy odkryje jej głębie po 2-3 rozgrywkach?
Kupię: Eclipse 2nd - Galactic Counselor
Awatar użytkownika
Gambit
Posty: 5237
Rejestracja: 28 cze 2006, 12:50
Lokalizacja: Gdańsk
Has thanked: 526 times
Been thanked: 1843 times
Kontakt:

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Gambit »

konrad.rymczak pisze:
Kapelatejesy pisze:Pewnie zależy, czy komuś po tych 2-3 grach szachy podeszły ;-) Czy myślisz, że z perspektywy gracza, jeśli po 2-3 grach mi totalnie nie leży, to gram dalej, bo może jednak mi się spodoba? Rynek jest duży i osobiście nie rozumiem takiego masochizmu. W żadnym wypadku nie oczekiwałbym od recenzenta, że będzie dalej ogrywał pozycję, która w ciągu 3 rozgrywek zrobiła na nim złe wrażenie.
Czyli ocena cięższej gry zależy od ślepego losu? Czy recenzent będzie miał nastrój, czy dana gra jest w jego typie, czy odkryje jej głębie po 2-3 rozgrywkach?
Niekoniecznie. Może zależeć od tego, z jaką grupą zagrał te pierwsze dwie, trzy gry (nie chodzi mi o liczbę graczy, tylko o konkretne osoby). Czasem gra, która zupełnie nie leży w jakimś towarzystwie, nagle błyszczy w innym.
Awatar użytkownika
kwiatosz
Posty: 7874
Rejestracja: 30 sty 2006, 23:27
Lokalizacja: Romford/Londyn
Has thanked: 132 times
Been thanked: 417 times
Kontakt:

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: kwiatosz »

konrad.rymczak pisze:
Kapelatejesy pisze: W przełożeniu na gry, jeśli gra jest dobra, ale trzeba zagrać 5 razy, żeby ją docenić, to IMHO po prostu nie jest dobra. Sądzę, że po wielokrotnym przegraniu mogą wyjść błędy, strategia wygrywająca, czy zaburzenie balansu, ale nie wierzę, że z kiepskiego wrażenia zrobi się coś dobrego po dalej niż trzeciej rozgrywce.
Ciekawe jakie oceny miałyby szachy po 2-3 grach ;)
Akurat w przypadku gier logicznych masz pelnie informacji I pelna palete ruchow od poczatku, wiec raczej szybko widac co I jak. Co innego z grami, gdzie sercem jest metagra, jak na przyklad brydz. Czy to jednak znaczy, ze recenzent ma czekac na pojawienie sie I skodyfikowanie metagry z napisaniem recenzji?
Czy istnieje miejsce bardziej pełne chaosu niż Forum? Jednak nawet tam możesz żyć w spokoju, jeśli będzie taka potrzeba" - Seneka, Listy moralne do Lucyliusza , 28.5b

ZnadPlanszy kwiatosza|ZnadPlanszy gradaniowe
Rebel Times - miesięcznik miłośników gier
Awatar użytkownika
konrad.rymczak
Posty: 998
Rejestracja: 26 cze 2016, 14:09
Has thanked: 173 times
Been thanked: 48 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: konrad.rymczak »

kwiatosz pisze:Akurat w przypadku gier logicznych masz pelnie informacji I pelna palete ruchow od poczatku, wiec raczej szybko widac co I jak. Co innego z grami, gdzie sercem jest metagra, jak na przyklad brydz. Czy to jednak znaczy, ze recenzent ma czekac na pojawienie sie I skodyfikowanie metagry z napisaniem recenzji?
Pewnie masz rację, chociaż wg mnie potrzeba trochę czasu aby docenić szachy czy inne gry abstrakcyjne/logiczne. Recenzent może zagrać 2 razy w brydża i dać ocenę 3/10 - kolejna nudna, losowa karcianka :) Tylko ile warta taka recenzja?

Ja sam traktuję recenzje jak każdy inny artykuł/news. Nie obchodzą mnie przemyślenia autora czy ile razy grał (a może tylko przeczytał instrukcję).
Jeśli przyjemnie się go czyta to mi wystarcza :) I tak nie zaufam losowej osobie w kwestii oceny gry, bardziej cenię ocenę znajomych czy użytkowników forum/grup, którzy mają podobny gust. Podobnie jak ktoś mi coś poleca, bo wie co lubię.
Kupię: Eclipse 2nd - Galactic Counselor
Awatar użytkownika
Kapelatejesy
Posty: 88
Rejestracja: 21 wrz 2014, 17:04
Lokalizacja: Warszawa

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Kapelatejesy »

konrad.rymczak pisze: Czyli ocena cięższej gry zależy od ślepego losu? Czy recenzent będzie miał nastrój, czy dana gra jest w jego typie, czy odkryje jej głębie po 2-3 rozgrywkach?
Konrad, to trochę nie tak. Czasem mam tak, grając w jakiś tytuł za pierwszym razem, że gra jest okej i widzę, że ma potencjał, który mogę jeszcze ograć. Nie twierdzę, że 2-3 rozgrywki wystarczają, żeby grę poznać na wylot i standardowo po takim ograniu pisać recenzję. Twierdzę, że jeśli po 3 partiach widzę, że gra mnie odrzuca i granie w nią to strata mojego czasu to nie będę jej ogrywał dalej. Nie ma co się łudzić na nagłą zmianę naprawdę złego wrażenia. Dla przykładu, kilka lat temu miałem hype na epicką grę o porywaniu księżniczek przez brodatych wikingów - kupiłem Wikingów Wojowników Północy, jako jedną z pierwszych własnych gier, będąc studenciakiem biedakiem bez pracy. Po pierwszej grze widziałem, że to fail i gram w chińczyka, tylko zamiast kostką przestawiam pionka kartami. Jako, że nie miałem kasy na częste kupowanie gier, dopiero wchodziłem w hobby to bardzo chciałem, żeby gra była dobra i grałem w nią po raz kolejny i kolejny, chcąc żeby mi się spodobała. I wiesz co? Po 5 partiach to nadal był chińczyk z ruchem opartym na kartach.

Uważam, że raczej gracz kupuje grę, żeby dobrze się bawić. Chyba mam rację. Wątpię, żeby dla standardowego konsumenta była dobrym wyborem gra, która przez pierwsze 6 godzin obcowania z nią budzi głównie negatywne wrażenia - nawet jeśli po kolejnych 4 zobaczy w niej pozytyw.
Awatar użytkownika
Gizmoo
Posty: 4111
Rejestracja: 17 sty 2016, 21:04
Lokalizacja: Warszawa/Sękocin Stary
Has thanked: 2651 times
Been thanked: 2565 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Gizmoo »

Gambit pisze:Czasem gra, która zupełnie nie leży w jakimś towarzystwie, nagle błyszczy w innym.
Po części zgoda, ale są to raczej odosobnione wypadki. Ktoś, kto jest ograny i ma nabite doświadczenie - może od razu stwierdzić, że towarzystwo miało spory wpływ na odbiór gry. Ja po pierwszej partii wiem, czy chcę grę eksplorować dalej, czy nie. I przypadki, w których po pierwszej partii gra mi nie podeszła, a po drugiej i trzeciej byłem nią zachwycony - mogę zliczyć na palcach jednej ręki (i to też były tytuły, których nie przekreśliłem po pierwszej rozgrywce)

Dodatkowo uważam, że towarzystwo i jego nastawienie ma wpływ tylko w trzech przypadkach:

- gry imprezowe - czyli towarzystwo, które lubi się bawić i nie ma żadnej "marudy", która potrafi roznieść rozgrywkę.
- ciężkie euro - które ktoś może solidnie popsuć poprzez zbyt długie zamulanie lub sporą dawkę negatywnej interakcji.
- gry negocjacyjne - gdzie wszyscy przy stole muszą czynnie uczestniczyć w negocjacjach.

W gry negocjacyjne nie gram w ogóle, bo nie bawi mnie ten typ rozrywki, w gry imprezowe gram w zasadzie w sprawdzone tytuły i często w tym samym towarzystwie, a w ciężkie euro - przyglądam się mechanice i nawet jeżeli mnie ktoś zirytuje to potrafię zauważyć, czy jest to wada konstrukcyjna, czy nie.

Odbiór gry zawsze podyktowany jest subiektywnym gustem. A człowiek jest tak skonstruowany, że pewne rzeczy lubi, a pewne nie. I zazwyczaj to, czego nie lubi - nie eksploruje, nie stara się nawet poznać. Spróbuj zapytać kogoś kto nienawidzi horroru, by wymienił 10 najlepszych powieści i 10 najlepszych filmów w tym gatunku...

Jak więc ocena czegoś, na czym ktoś się nie zna - ma być w jakikolwiek sposób miarodajna?

I tutaj myślę, że jest sens całej dysputy w temacie recenzji i to nie tylko planszowych. Za recenzję konkretnego tytułu powinien zabierać się miłośnik i ZNAWCA GATUNKU. Irytuje mnie do granic możliwości jak miłośnik irańskich dramatów zabiera się za recenzję kina popularnego i z miejsca deprecjonuje dany tytuł nadając epitety w stylu "papka dla mas". Odwracając sytuację - To tak jakby miłośnik disco polo miał do zrecenzowania twórczości Brahmsa. Swego czasu pamiętam jak jechałem autem na wakacje z moimi znajomymi. Jako kierowca puściłem moich ukochanych Beatelsów. Po pół godzinie słuchania Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band, moja koleżanka (miłośniczka Feel i lekkiego popu) powiedziała z tylnej kanapy: "ale to jest gówniana muzyka". Zmiana płyty na The Wall Pink Floyd nie pomogła... :lol:

I o to chodzi, by za recenzje nie brał się ktoś, kto z miejsca nie lubi/nie szanuje/nie ma pojęcia o danym gatunku. Wszyscy zawsze się bulwersują, jak do studia sportowego zaprasza się jakiegoś "eksperta", który z daną dyscypliną nie ma nic wspólnego. To znaczy - jego znajomość częstokroć ogranicza się do tego, że "ogląda coś tam w telewizji". Wszyscy fani sportu są wtedy oburzeni. Dlaczego nie protestujemy więc, gdy jakiś recenzent zabiera się za coś, o czym nie ma pojęcia? I nie zasłaniajmy się tym, że to tylko "opinia". Bo recenzja, to też tylko opinia, ale - pogłębiona wiedzą. Nie da się być ekspertem od wszystkiego i powinno się jednak podejść do tytułów selektywnie. Skoro nienawidzisz area control i zagrałeś raptem w trzy tytuły, to po co się za to zabierać?

No chyba, że interesuje kogoś wyłącznie licznik wyświetleń. I tu niestety - im bardziej kontrowersyjnie i im więcej jadu - tym większa szansa, że ktoś to w tłumie zauważy. Bo młodzież woli niestety "ostry pojazd" od rzetelnych informacji przedstawionych przez fachowca.
Awatar użytkownika
konrad.rymczak
Posty: 998
Rejestracja: 26 cze 2016, 14:09
Has thanked: 173 times
Been thanked: 48 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: konrad.rymczak »

Kapelatejesy pisze:
Uważam, że raczej gracz kupuje grę, żeby dobrze się bawić. Chyba mam rację. Wątpię, żeby dla standardowego konsumenta była dobrym wyborem gra, która przez pierwsze 6 godzin obcowania z nią budzi głównie negatywne wrażenia - nawet jeśli po kolejnych 4 zobaczy w niej pozytyw.
Zgadzam się w 100% :) W takim razie po co recenzować coś czego nie lubisz? Ja osobiście nie przepadam za imprezówkami, więc 1/10 - nudne, infantylne, zero myślenia. Space Empires 4x - straszna kobyła, długa, brzydka, sam papier - 2/10 - fan imprezówek i gier z figurkami. Space Empires 4x - klasyczny styl, pozbawiony zbędnych figurek, idealny balans między 4x, klimatyczne grafiki - 9/10 - wargamer/fan 4x.

Który będzie z nich miał rację? Każdy ocenia z własnej perspektywy. Przy wielu grach widzę skrajne opinie - najlepsza w jaką grałem top1 lub totalny szajs - wystarczy spojrzeć na wątki "gra miesiąca" - te same gry u jednego są w top, a u innego w rozczarowanie miesiąca (np. Królestwo Królików, Santa Maria, Keyflower) - i komu "zaufać"? Nikomu - przejrzeć instrukcję, rozgrywkę i zdecydować samodzielnie, ignorując recenzje :)
Kupię: Eclipse 2nd - Galactic Counselor
Awatar użytkownika
konrad.rymczak
Posty: 998
Rejestracja: 26 cze 2016, 14:09
Has thanked: 173 times
Been thanked: 48 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: konrad.rymczak »

Gambit pisze: Niekoniecznie. Może zależeć od tego, z jaką grupą zagrał te pierwsze dwie, trzy gry (nie chodzi mi o liczbę graczy, tylko o konkretne osoby). Czasem gra, która zupełnie nie leży w jakimś towarzystwie, nagle błyszczy w innym.
Oczywiście, np. Beasty Bar - zagraliśmy ze znajomymi, świetna zabawa, pełno śmiechu. Znajomy pożyczył, zagrał z inną ekipą - głupie, losowe, jeszcze się pokłócili na koniec ;) Jak recenzent wystawia 8/10 to ile jest warta taka ocena? Wg mnie nie wiele o ile nie znamy całej otoczki (w co grał, ile razy, z kim, itd). Dlatego stawiam na wrażenia, bardziej konkretny opis rozgrywki (lub pełną rozgrywkę), potencjalne problemy (a nie twardo postawione zarzuty).
Kupię: Eclipse 2nd - Galactic Counselor
Awatar użytkownika
Rocy7
Posty: 5456
Rejestracja: 05 maja 2013, 14:10
Lokalizacja: Warszawa / Kobyłka
Been thanked: 5 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Rocy7 »

konrad.rymczak pisze:przejrzeć instrukcję, rozgrywkę i zdecydować samodzielnie, ignorując recenzje :)
Sama instrukcja nie powie wszystkiego, video z rozgrywki nie zawsze jest dostępne, zwłaszcza w przypadku niszowych tytułów.

Warto jednak przejrzec kilka recenzji, zwlaszcza pod wzgledem wymienianych wad rozgrywki. Jeśli nie jestem fanem metagry blefu i dyplomacji sama informacja iż w praktyce te aspekty są istotne w rozgrywce wiele mi mówi w kwestii tego czy to tytuł dla mnie.
Gizmoo pisze: Jak więc ocena czegoś, na czym ktoś się nie zna - ma być w jakikolwiek sposób miarodajna?

I tutaj myślę, że jest sens całej dysputy w temacie recenzji i to nie tylko planszowych. Za recenzję konkretnego tytułu powinien zabierać się miłośnik i ZNAWCA GATUNKU. Irytuje mnie do granic możliwości jak miłośnik irańskich
tu masz racje, jednak wielu recenzentow woli brak specjalizacji bo tak im sie bardziej oplaca.
Skid_theDrifter
Posty: 581
Rejestracja: 25 mar 2017, 19:53
Has thanked: 26 times
Been thanked: 182 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Skid_theDrifter »

Gizmoo pisze:I tutaj myślę, że jest sens całej dysputy w temacie recenzji i to nie tylko planszowych. Za recenzję konkretnego tytułu powinien zabierać się miłośnik i ZNAWCA GATUNKU. Irytuje mnie do granic możliwości jak miłośnik irańskich dramatów zabiera się za recenzję kina popularnego i z miejsca deprecjonuje dany tytuł nadając epitety w stylu "papka dla mas". Odwracając sytuację - To tak jakby miłośnik disco polo miał do zrecenzowania twórczości Brahmsa.
Ale to co mówisz to akurat jakaś utopia... Która jednocześnie już ma miejsce. Zawodowo, jeśli jesteś krytykiem filmowym, to dla swojego szefa jesteś krytykiem filmowym i umiesz krytycznie ocenić film. Płacą Ci od tekstu, od recenzji - Twoim zadaniem jest ocenić wartość sztuki filmowej - bo film to coś więcej niż jego historia. Bycie znawcą gatunku to efekt specjalizacji, która mogła zakwitnąć dzięki dobrodziejstwom Internetu - bo każdy może sobie dłubać w swojej niszy dla swojej wąskiej grupki odbiorców. Problem jest, jak chcesz trafiać do jak największej grupy - wtedy specjalizacja rozpływa się w powietrzu jak pierd motyla na podlaskich łąkach.
Z drugiej jednak strony z tym żądaniem wąskiej specjalizacji jest tak, że jak ktoś gra we wszystko, to nie ma specjalizacji - więc co, na niczym się nie zna? Drugi problem: znawca i miłośnik gatunku ocenia tytuł. Ocenia go wyżej, niż oceniłby go nie znawca i miłośnik gatunku - bo takie gry lubi. Czy gra ma w takie sytuacji właściwą, czy zawyżona ocenę? Jeśli wszystkie filmy o Gwiezdnych Wojnach oceniać może tylko znawca Gwiezdnych Wojen i ich uniwersum, który śpi z pluszowym AT-ST, to jaką wartość poznawczą ma taka recenzja wychwalająca film pod niebiosa (bo były miecze świetlne, więc od razu orgazm, film 11/10) dla reszty widowni? Odpowiedź jest taka, że kurde, żadną.

Przykład z Twojego tekstu: miłośnik irańskiego dramatu oceniający kino popularne jako "papkę dla mas" to nie problem ekspertyzy gatunku, ale nieznajomość rzemiosła. Dobry krytyk filmowy umie rozbić film na jego części składowe: od gry aktorskiej, pracy kamery, udźwiękowienie i muzykę, efekty, casting, lokacje... Lista długaśna. W każdym razie dobry krytyk potrafi ocenić pewne rzeczy na podstawie standardu rzemiosła, a następnie wsadzić w to siebie i swoje odczucia. Stąd można powiedzieć: film ma dobre to, i to, i to... Ale mi się nie podobał. To samo można zrobić z grą - i niektórzy robią, potrafią. Świat krytyki ma to do siebie, że sam się otrząsa: grawitacja ściąga nas do tych recenzentów, których gust jest zbliżony do naszego. Nie będzie nigdy jednogłosu, nie będzie nigdy tak, że wszyscy będą siedzieć w swoich specjalizacjach, bo zawsze będzie recenzencka grupa ogólna (/kontrolna), która odpowiada takiej samej widowni: ogólnej, niewyspecjalizowanej. Gdyby było tak, że wszyscy odbiorcy szukają specjalistów, to co mówisz miałoby sens - ale tak zwyczajnie nie jest. Szczególnie tutaj, na specjalistycznym bądź co bądź forum łatwo zapomnieć, że się już nie siedzi w głównym nurcie.

Ponieważ wspomniałeś mainstream i niszę, prawdziwym piekłem recenzenckim byłoby to, gdyby o grach trudnych mówili ludzie, którzy rozwojem zatrzymali się na tych najłatwiejszych grach wejścia i nigdy nie grali w większe gry. Ktoś, kto zna Splendor, Ticket to Ride, Azul... A w dzisiejszym odcinku opowiem wam o grze The Gallerist! Z kolei w następnym parę słów o fatalnie wielkim Twilight Imperium 4, ale już teraz mogę wam zdradzić, że nie wiadomo w co ręce włożyć! I to za taką kasę!

Na szczęście sam czegoś takiego nie widziałem, choć pewnie gdzieś tam w necie jest - ale nie w głównym nurcie. Przy całym tym narzekaniu, nie jest tak źle na tym planszówkowym poletku, naprawdę. Przy okazji filmów, szczególnie wielkich produkcji, jak "Ostatni Jedi" Disneya, recenzja na największym polskim portalu filmowym była napisana tak, żeby nie powiedzieć nic konkretnego o filmie (bo spoilery! Ach, te spoilery, zawsze spoilery...), a jedynie zachęcić do obejrzenia. To to recenzja była, czy reklama? Wyobrażasz sobie taką recenzję gry, która pokazuje trochę komponentów, nie mówi o rozgrywce, a na koniec zachęca, żebyś sprawdził sam, bo tak najuczciwiej? Bo to by był ten sam poziom. Wtedy i tylko wtedy, jak coś takiego się wydarzy, sam będę rozdawał widły i pochodnie.

Co bardziej wprawne oko wyłapie sens i powie: zaraz zaraz, a gry Legacy? No właśnie, gry Legacy. One otwierają tą puszkę robali, w której trzeba mówić o grze, a jednocześnie chodzić na paluszkach wokół widowni, żeby jej niczego nie zdradzić. Podobało mi się, jak Rahdo omawiał swoją mapę i wrażenia w osobnym fragmencie filmu poświęconego pierwszemu sezonowi Pandemica, podobało mi się, jak Gambit ostatnio pokazał swoją mapę drugiego sezonu (choć tu zabrakło mi więcej informacji o przebiegu całej kampanii) - bo choć mgiełka tajemnicy wydaje się magiczna, można za nią ukryć niedoróbki. Dlatego uważam, że to jest ważne i rzetelne podejście, bo jak ktoś ma zostać pociągnięty tajemnicą - cóż, jemu nie potrzeba recenzji, może kupować w ciemno właściwie wszystko. Ja oglądam recenzję, bo nie mam czasu i środków na niewiadome. Tym bardziej nawet, jeśli gra zmienia się na podstawie dokonywanych wyborów lub elementów losowych - co to za krzywda pokazać, jak coś działa? W osobnym materiale, po napisach, jak trzeba.
Awatar użytkownika
Gizmoo
Posty: 4111
Rejestracja: 17 sty 2016, 21:04
Lokalizacja: Warszawa/Sękocin Stary
Has thanked: 2651 times
Been thanked: 2565 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Gizmoo »

Skid_theDrifter pisze:Zawodowo, jeśli jesteś krytykiem filmowym, to dla swojego szefa jesteś krytykiem filmowym i umiesz krytycznie ocenić film.
Skid jesteś krytykiem filmowym?

To strasznie przepraszam, ale po Tobie pojadę, bo niestety poziom krytyki filmowej w naszym kraju jest więcej niż żenujący. Jasne, możesz zarzucić mi - jako osobie z branży - że "czuję się dotknięty krytyką", ale prawda jest taka, że osoby które zawodowo oceniają filmy w naszym kraju kierują się wyłącznie prywatnym gustem, pochlebianiem "towarzystwu wzajemnej adoracji" i snobowaniem na "wyższą sztukę". Mają ZEROWE pojęcie o kinie gatunkowym i jeszcze mniejsze o niuansach warsztatu filmowego.
Skid_theDrifter pisze:bo film to coś więcej niż jego historia.
I w tym momencie, ale niestety zrobiło mi się słabo. Właśnie przez takie stwierdzenia poziom polskiego kina jest żenujący i nie wychodzimy z naszym kinem poza granice naszego kraju. Nasze kino nie jest sprzedawane nigdzie. Topimy się w naszym bagienku bo nie opowiadamy HISTORII! Większość produkcji to zbiór nie powiązanych ze sobą scen. Nasi twórcy chcą być "ambitni" całkowicie zapominając o tym, że kino to głównie rzemiosło opowiadania historii. Zapominamy, że kino robi się dla widza, a nie dla kręgu wzajemnej adoracji. A nasze "triumfy" to kilka gównianych nagród na jakiś niszowych festiwalach, albo nagrody przyznawane przez kolegów dla kolegów (vide "Body - Ciało" Szumowskiej na Berlinare to całkowita kompromitacja jury).
Skid_theDrifter pisze:eśli wszystkie filmy o Gwiezdnych Wojnach oceniać może tylko znawca Gwiezdnych Wojen i ich uniwersum, który śpi z pluszowym AT-ST, to jaką wartość poznawczą ma taka recenzja wychwalająca film pod niebiosa
Wykazałeś się właśnie brakiem zrozumienia tego o czym piszę. Wspominałem o GATUNKU. Mylisz fanboizm ze znajomością prawideł, którymi rządzi się dany gatunek.
Skid_theDrifter pisze: W każdym razie dobry krytyk potrafi ocenić pewne rzeczy na podstawie standardu rzemiosła, a następnie wsadzić w to siebie i swoje odczucia.
Te odczucia nie mają się nijak do znajomości rzemiosła opowiadanej historii. I nijak się mają dla wartości oceny, jeżeli traktujesz kino klasy B, jako kino... Klasy B. Trzeba mieć postawy zrozumienia rzemiosła OPOWIADANIA HISTORII, by zrozumieć konstrukcje scenariuszową w obrębie danego gatunku. Co chwila jakiś krytyk filmowy wypowiada się, że to filmowa "klisza", ale jakoś nie potrafi postawić się na fotelu widza i zrozumieć, że ta "klisza" DZIAŁA.
Skid_theDrifter pisze:Nie będzie nigdy jednogłosu, nie będzie nigdy tak, że wszyscy będą siedzieć w swoich specjalizacjach, bo zawsze będzie recenzencka grupa ogólna (/kontrolna), która odpowiada takiej samej widowni: ogólnej, niewyspecjalizowanej.
Ooops... Otóż widownia jest zawsze wyspecjalizowana!!! Widz wchodzi do kina i wybiera od razu gatunek - sensacja, komedia, horror. I ma wobec tego gatunku oczekiwania. Jeżeli idzie na nudną sensację, nieśmieszną komedię i niestraszny horror to... Ma prawo czuć się oszukanym. Widz uczy się gatunku od dziecka i od dziecka chłonie na jego temat informacje i ma pewne oczekiwania.

Każde dzieło powinno mieć swój TARGET. Jeżeli nie wiesz do kogo kierujesz powieść/film/grę to... Powinieneś zająć się wszystkim, ale na pewno nie twórczością. :lol: I to nie jest tak, że "każda potwora znajdzie swojego amatora". Twórca powinien mieć ŚWIADOMOŚĆ do kogo kieruje swój produkt. A dystrybutor powinien zrozumieć i dotrzeć do kogo jest ten produkt kierowany.

Jeżeli reklamuje film jako komedię (vide Pod mocnym Aniołem Smarzola) to widz po seansie czuje się - nomen omen - nabity w butelkę. :lol:

Pierwsi Marsjanie: Przygoda na Czerwonej Planecie - już w tytule obiecują przygodę. A może jakby tytuł brzmiał "Marsjańskie Awarie: Sucho, pył, brak powietrza - to może mniej osób czuła by niesmak.

Ba! Ja sam gdybym zagrał w Alien Artifacts, które było by reklamowane hasłem "prosta karcianka o budowaniu silniczka", może nie byłbym zawiedziony. Być może nawet bym ją komuś polecił. Ale odebrałem dzieło jako "wymagające, emocjonujące, karciane 4X w kosmosie". I niestety, ale otrzymałem zupełnie coś innego. I niestety... Poczułem się oszukany.

I to nie jest tak, że "ale celem reklamy jest wyolbrzymianie zalet. BULLSHIT! Celem reklamy jest trafienie między oczy WŁAŚCIWEGO ODBIORCĘ. Celem jest precyzyjna identyfikacja potencjonalnego nabywcy produktu. Nie sprzedajesz odkurzacza z rogami i trzema, czerwonymi szóstkami ministrantowi, który zamierza zostać księdzem. Nie sprzedasz go nawet jego matce. Kierujesz produkt do fana death metalu, który pochwali się nim znajomym. Nawet nie będzie nim odkurzał, bo dla niego fajniejsze są rogi. Tego odkurzacza nie kupi szeroka publiczność, bo jest kierowany do niszowego odbiorcy.

I niestety - większość krytyków nie potrafi tego zrozumieć. Bo nie są w stanie zidentyfikować odbiorcy. Kierują się wyłącznie swoim prywatnym gustem.

I jeżeli twórca myśli, że jego dzieło kierowane jest "do wszystkich", to znaczy, że ten twórca "buja w obłokach" i robi swoje dzieła wyłącznie dla SIEBIE. A taka twórczość nigdy nie powinna opuścić prywatnej SZUFLADY.
Skid_theDrifter pisze:Płacą Ci od tekstu, od recenzji - Twoim zadaniem jest ocenić wartość sztuki filmowej
No właśnie przez takie "płacenie" część osób zarzuca, że recenzje są na "zamówienie". :lol:

A wracając do poletka filmowego - W większości wypadków jednak krytycy filmowi nie napiszą, że podoba im się jakiś "popcorn flick", bo nie wypada się przyznać do tego w towarzystwie, które ogląda tylko "wczesnego Bergmana i europejskie dramaty o przemijaniu". :lol:
Skid_theDrifter pisze: Wyobrażasz sobie taką recenzję gry, która pokazuje trochę komponentów, nie mówi o rozgrywce, a na koniec zachęca, żebyś sprawdził sam, bo tak najuczciwiej?
Rzetelna recenzja nie ma nic do uczciwości. Rzetelna recenzja porówna do innych tytułów z tego samego segmentu. Udowodni gdzie leży słabość, a gdzie moc recenzowanego tytułu. Uzasadni dlaczego autor ma krytyczne podejście i co mu nie pasuje/pasuje w danym dziele. Mi tyle gier nie podeszło i często bardzo źle je oceniłem, ale często rozumiem, że mogą się komuś podobać (choć czasami nie), ale czym innym jest "recenzja" prywatnego misia, który napisze pospolite "do dupy", a czym innym jest jednak recenzja profesjonalnego krytyka, która jest opiniotwórcza i ma realny wpływ na wynik sprzedaży. Odpowiedzialność profesjonalnego recenzenta, który bierze wynagrodzenie za swoją pracę, dociera do setek potencjalnych nabywców jest zupełnie inna, od przysłowiowego "Jasia", który prowadzi blog "o grach takich jak Talisman.
Awatar użytkownika
Lothrain
Posty: 3410
Rejestracja: 18 sty 2011, 12:45
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 142 times
Been thanked: 300 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Lothrain »

Skid_theDrifter pisze:miłośnik irańskiego dramatu oceniający kino popularne jako "papkę dla mas" to nie problem ekspertyzy gatunku, ale nieznajomość rzemiosła. Dobry krytyk filmowy umie rozbić film na jego części składowe: od gry aktorskiej, pracy kamery, udźwiękowienie i muzykę, efekty, casting, lokacje...
Jako miłośnik irańskiego dramatu muszę stwierdzić, że w niektórych obrazach kinematografii perskiej ciężko o muzykę, a niekiedy nawet o udźwiękowienie, w większości ciężko o muzykę, a niekiedy nawet o dialogi jako takie :)
Gizmoo pisze:Bo nie są w stanie zidentyfikować odbiorcy. Kierują się wyłącznie swoim prywatnym gustem. I jeżeli twórca myśli, że jego dzieło kierowane jest "do wszystkich", to znaczy, że ten twórca "buja w obłokach" i robi swoje dzieła wyłącznie dla SIEBIE. A taka twórczość nigdy nie powinna opuścić prywatnej SZUFLADY.
Pozwolę się z Tobą nie zgodzić. Recenzenci filmowi to ludzie zakochani w kinie, którzy w większości zdobyli wykształcenie filmowe, naoglądali się masę rzeczy, o których ja, czy Ty pojęcia nie mamy i których nie tknęlibyśmy palcem. Chodzą za młodu na wszelkie pokazy w Stowarzyszeniach Filmowych, słuchają jak profesorstwo mówi, że coś jest naj, siedzą, oglądają i to naj są w stanie dostrzec, albo uwierzyć w jego istnienie. W każdym razie kanon i jego obrzeża znają i niezmiennie do tego kanonu się odwołują i porównują. I Potiomkinowskie schody u Eisensteina będą wieczne. A potem idą i oglądają współczesne kino. Przepaść technologiczna jest ogromna i nie każdy potrafi się z tym pogodzić. Dlatego często szukają filmów zrealizowanych prostymi środkami filmowymi, ale z głębią przekazu. Bez fajerwerków, ale z kunsztem realizatorskim. Bo treścią filmu jest dobrze opowiedziana historia. Na pewno kierują się swoim gustem, ale to gust specyficzny ukształtowany przez całą historię kina i odniesienia do obrazów, których żaden z nas nie oglądał. Nie mówię, że wszyscy tak mają, bo obecnie z obiegu wypadłem, ale jak chodziłem na pokazy z Kałużyńskim, czy Pietrasikiem, to zdarzało im się wychodzić z kina po godzinie, bo zobaczyli wszystko, co w tym obrazie zobaczyć mogli. Prawie jak nasi recenzenci planszówkowi po dwóch-trzech partiach w jakiś szajs ;) Ale czy to byli źli recenzenci? Faktycznie jak dzień w dzień oglądasz hollywoodzką papkę, to czekasz na coś innego, ale umiesz też docenić papkę dobrze zrealizowaną.
A twórcy, którzy kierują filmy do wszystkich, to idealiści, którzy chcą zmieniać i naprawiać świat, albo po prostu mają ciekawą i uniwersalną opowieść do pokazania. I nawet jeśli robią to kino w części dla siebie, to jeśli tylko mają coś ciekawego do powiedzenia, to czemu nie?
W ramach odtrutki obejrzyj "Smak wiśni" Abbasa Kiarostamiego, a potem mi powiedz czemu ten film dostał Złotą Palmę. Bo ja, mimo że lubię perskie kino, tego akurat nie rozumiem.
Ale, ale... to forum o planszówkach, a my tu nagle...
Awatar użytkownika
Gizmoo
Posty: 4111
Rejestracja: 17 sty 2016, 21:04
Lokalizacja: Warszawa/Sękocin Stary
Has thanked: 2651 times
Been thanked: 2565 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Gizmoo »

Lothrain pisze: Recenzenci filmowi to ludzie zakochani w kinie
Pozwolę się z Tobą nie zgodzić. Ludzie zakochani w kinie czynnie uczestniczą w procesie tworzenia kina. Są reżyserami, scenarzystami, aktorami, dyżurnymi planu, charakteryzatorami, oświetlaczami, etc. :wink:
Lothrain pisze: którzy w większości zdobyli wykształcenie filmowe,
Skończyłem trzy kierunki filmowe i to, co uczą w polskich szkołach filmowych - woła o pomstę do nieba! Bo niestety nie edukują właśnie rzemiosła. Nie edukują jak opowiadać historię. Nie uczą jak być dobrym rzemieślnikiem, tylko jak być artystą. A artystą się nie jest, tylko się nim momentami bywa. A nie ma sztuki bez rzemiosła.

Pamiętam jak strasznie pokłóciłem się z moim profesorem, który katował nas ciulowo, wręcz amatorsko zrobionym francuskim i duńskim kinem. Powiedziałem mu, że w szkole powinniśmy się uczyć na wybitnych przykładach kinematografii, gdzie reżyser i widz doskonale znają filmową materię. Powinniśmy uczyć się na filmach, które zdobyły międzynarodowe uznanie. Na filmach, które są arcydziełami w swoim gatunku. Zapytałem go, czemu pokazuje nam nieporadnie napisane na kolanie historie, a nie pokazuje nam na ten przykład "Szczęk" Spielberga, które są wzorcowo opowiedzianym kinem gatunkowym. I wiesz, co usłyszałem w odpowiedzi? Że nie jest ważny warsztat, nie ważny jest widz, tylko ważna jest "myśl". :lol: Co z tego, że ta myśl w prezentowanych przez niego filmach, nie jest opowiedziana w klarowny sposób, bo sam reżyser ze scenarzystą często nie wiedzą o czym tak na prawdę chcieli opowiedzieć i jaką przekazać widzowi naukę. I niestety to samo myślenie jest kształtowane na kierunku filologii filmowej. Pamiętam jak na zajęciach z historii filmu katowali mnie Eisensteinem. Każdy przeciętnie kojarzący widz dostrzegał, ze facet eksperymentował z formą, z montażem, ale dziś ma to wartość jedynie historyczną, badawczą, bo jego język kina jest do bólu archaiczny.

Możemy docenić wkład Monopoly i Chińczyka, możemy traktować te gry z sentymentem - ba! Możemy nawet uznać, że to był kamień milowy w rozwoju planszówek. Ale dziś z perspektywy rozwoju branży - możemy oceniać te tytuły wyłącznie z pobłażliwością. I nie wyobrażam sobie warsztatów tworzenia gier planszowych, w których wykładowcy prezentowali by rozgrywkę w Chińczyka za niedościgniony WZÓR. A niestety tak prezentowany jest "Pancernik..." w szkołach filmowych.
Lothrain pisze:Bez fajerwerków, ale z kunsztem realizatorskim.
Kunszt realizatorski to przede wszystkim klarowne, sprawne opowiadanie historii.
Lothrain pisze:I faktycznie jak dzień w dzień oglądasz hollywoodzką papkę, to czekasz na coś innego, ale umiesz też docenić papkę dobrze zrealizowaną.
Strasznie nie lubię takiego pejoratywnego szeregowania. Bo my z pozycji bardziej "intelektualnej góry" (uwielbiam ten epitet :lol: ) łatwo możemy oceniać i wartościować, że coś, co jest dla mas - jest "be".

Sęk w tym, że każdy świadomie stworzony produkt jest kierowany pod konkretnego odbiorcę. Jeżeli jest popyt, to zapotrzebowanie musi zostać zaspokojone. Możemy biadolić, że nie podnosi to poziomu intelektualnego społeczeństwa, ale przeciętny odbiorca i tak ma to gdzieś.

Gdyby większa część społeczeństwa nie potrzebowała disco polo, "Pamiętników z Wakacji", "Big Brothera" i "Świata według Kiepskich", to te produkcje nigdy by nie powstały. A one powstają właśnie dlatego, że widz ich wymaga. To nie jest tak, że to telewizja zaniża poziom. Po prostu tego oczekuje konkretny widz. Nauczyłem się tego pracując w wielu kanałach tematycznych. Każdy kanał ma inny target i inaczej pod ten target muszą być robione programy/seriale/wiadomości. Nie ma przebacz, ale inaczej będziesz robił program nawet na ten sam temat (np. o remontach) dla Home & Garden, a inaczej dla TVN Turbo. I pomijam budżet, bo to jest kwestia dostępu i dystrybucji. Mówię tu wyłącznie o dobrej znajomości rynku i docelowego odbiorcy. Ja rozumiem, że możemy tego nie aprobować i z tym się nie zgadzać. Możemy deprecjonować fanów Talismana, nabijać się, że są ludzie dla których planszówka to "Jungle Speed", ale nie zmieni to faktu, że to jest znaczna część rynku. Więcej - że ludzie się przy tym dobrze bawią i nie potrzebują do szczęścia kolejnego Lacerdy. Nabijanie się z tego może i jest zabawne, ale nic de facto nie wnosi. Ja nadal nie rozumiem czemu niektóry w ogóle powstają (gra o chlaniu, kupie, itp.), ale zacząłem bliżej przyglądać się temu zjawisku (m.in. dzięki dyskusji na forum) i doszedłem do wniosku, że jest to po prostu segment rynku. Segment, którego nie rozumiem, nie znam i nie chcę poznać. Niech więc sobie jest, byle by był na niego popyt. I recenzent powinien recenzować tytuły właśnie z perspektywy nabywcy. Jak recenzuje Jungle Speed, to dobrze by było, gdyby przy okazji zapoznał się z innymi, podobnymi tytułami z tego segmentu.
Lothrain pisze:A twórcy, którzy kierują filmy do wszystkich, to idealiści, którzy chcą zmieniać i naprawiać świat, albo po prostu mają ciekawą i uniwersalną opowieść do pokazania.
Nie ma takich. Nawet jeżeli weźmiemy pod lupę twórczość najbardziej rozpoznawalnego reżysera na całym świecie, który opowiada najbardziej uniwersalne historie - czyli Stevena S. - to S. też starał się tworzyć filmy pod konkretnego odbiorcę. Wszystkie porażki filmowe, które ma na swoim koncie to niestety późniejsze dzieła, kiedy przestał robić filmy dla widza, a zaczął robić filmy dla siebie. :lol:
Lothrain pisze:Ale, ale... to forum o planszówkach, a my tu nagle...
Wracając do planszówek - łapię się niestety na tym, że też generalizuję. Ale staram się zawsze podejść do gry w taki sposób, że nawet jeżeli mi konkretny tytuł nie podszedł, to zaznaczam, że "nie jest to tytuł dla mnie". Niestety w paru przypadkach miałem właśnie wrażenie, że nie wiem do kogo dany tytuł jest kierowany. Ale podstawą jest zawsze odniesienie. Jeżeli mało grasz, to nie masz skali porównawczej do innych tytułów. I niestety na ten przykład Alien Artifacts byłby spoko grą, jakby pojawił się 10 lat temu. Dzisiaj, na tle wielu podobnych gier, wypada blado. I może to zauważyć dopiero ktoś, kto te podobne tytuły ograł. Dlatego bardziej jestem w stanie zaufać opinii recenzenta, który zagrał w tysiąc różnych tytułów, niż opinii takiego, co dopiero świeżo zaczął swoją przygodę z planszówkami. A niestety - patrząc w szczególności na YouTube'a i polską blogosferę - takich jest najwięcej. Dlatego pomimo różnic w guście - jestem w stanie zaufać w ciemno opinii np. chłopaków z Gradania i Gambitowi, bo wiem, że oni dużo grają, mają na koncie tysiące rozgrywek, a nie opinii świeżaka, który dopiero odkrył planszówki i porwał go świat Talismana, a Splendor uznaje za ósmy cud świata (no offence), ale już robi na Tubie recenzje z pozycji znawcy. Trzeba przejść ciężką drogę i trochę rzeczy doświadczyć, by prezentować swój punkt widzenia jako wartościowy i dyktować innym swój gust. Pomijam oczywiście fakt, że praca recenzenta ogranicza się do kilkunastu godzin (niech będzie kilkuset), a praca twórcy - to często kilkuletnia krwawica. :lol:
Skid_theDrifter
Posty: 581
Rejestracja: 25 mar 2017, 19:53
Has thanked: 26 times
Been thanked: 182 times

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Skid_theDrifter »

Ten rozdrobniony styl odpowiedzi nie jest ani specjalnie wygodny, ani czytelny, ale co mi tam, też mam wolny wieczór.
Gizmoo pisze:Skid jesteś krytykiem filmowym?
A gdzieżby! Brak mi rozumienia pełnego warsztatu sztuki filmowej, żeby być krytykiem filmowym. Nie znam się dość dobrze ani na pracy kamery, ani udźwiękowieniu. Co nie zmienia faktu, że niektórzy też się nie znają, a są krytykami. Temat rzeka. Też bym polskiej krytyki nie bronił, bo w kwestii filmu przestałem jej słuchać parę lat temu.
Gizmoo pisze:
Skid_theDrifter pisze:bo film to coś więcej niż jego historia.
I w tym momencie, ale niestety zrobiło mi się słabo.
A niepotrzebnie, bo to zwyczajne stwierdzenie faktu. Próba składania na ten fakt ciężaru niedoróbek polskiej kinematografii, o ile może i trafiona, nie odbiera temu zdaniu prawdziwości: dobry krytyk rozpoznaje w filmie elementy zrobione dobrze, które nie są historią. Ot i kontrowersja.

Tutaj dodam fragment z innego posta, bo się prosi o słowo komentarza.
Gizmoo pisze:Strasznie nie lubię takiego pejoratywnego szeregowania. Bo my z pozycji bardziej "intelektualnej góry" (uwielbiam ten epitet :lol: ) łatwo możemy oceniać i wartościować, że coś, co jest dla mas jest "be".
Powiem Ci, o co chodzi z tą papką, bo to wcale nie musi mieć takiej konotacji, jaką sobie wysmażyłeś, z tą intelektualną górą. Jak ktoś ma problem z jedzeniem, to mu się jedzenie rozdrabnia. Papka jest łatwa w konsumpcji, nie wymaga zbyt wiele. Nie ma powodu czuć się urażonym tym terminem, bo ta papka też jest misternie budowana (nawet, jeśli z bezdusznych pobudek - żeby tylko każdy mógł zjeść). Obrazić się na takie stwierdzenie to dziwna reakcja, bo też żaden dorosły, dojrzały człowiek nie potrzebuje walidacji swojego gustu. Ja tam czasem lubię schlock. Czasem zjem pseudoburgera z sieciówki, dla sentymentu bardziej niż smaku - i ten burger w porównaniu z takim normalnym, siekanym burgerem... no to akurat papka jest. Tak nawet nie metaforycznie. Nie trzeba się nikomu z takich upodobań tłumaczyć - ale dobrze wiedzieć, gdzie jest ich miejsce, żeby móc rozmawiać na pewnym meta-poziomie.
Gizmoo pisze:Wykazałeś się właśnie brakiem zrozumienia tego o czym piszę. Wspominałem o GATUNKU. Mylisz fanboizm ze znajomością prawideł, którymi rządzi się dany gatunek.
Mylę nic z niczym, poszedłem za spreparowaną przez ciebie ideą, tylko pociągnąłem ją logicznie dalej: ponieważ gatunki mają podgatunki, w oparciu o tą samą zasadę jaką zastosowałeś, można żądać, żeby znawca Star Treka nie mówił o Jedi, bo nie posiada odpowiednich kwalifikacji. Dlatego rozbijanie krytyki filmowej jako całości na podgrupy nie ma sensu, bo wywołać to może tylko żądanie kolejnych rozdrobnień. Gdy jeden wielki dział zaczynasz rozbijać na grupy, szybko zrozumiesz, że ta królicza nora nie ma końca. A jeśli mi nie wierzysz, zobacz co się stało w muzyce z "metalem" lub "rockiem" - zobacz sam, jak niewiele znaczą obecnie te terminy dla prawdziwego znawcy muzyki popularnej.
Gizmoo pisze:Te odczucia nie mają się nijak do znajomości rzemiosła opowiadanej historii. I nijak się mają dla wartości oceny, jeżeli traktujesz kino klasy B, jako kino... Klasy B.
Te odczucia są wszystkim, co różnicuje osoby krytyków! Parametry są obiektywne, odczucia względem nich już nie. To jest tak zwane sedno sprawy. Tak jak napisałem: umieć wskazać, co jest zrobione dobrze, a i tak nie lubić filmu - lub na odwrót. W krytyce takie rzeczy zdarzają się cały czas i są całkowicie normalne. Więcej nawet, można być sprawnym filmowcem i uwielbiać fatalne kino, tzw. schlock - bo ma swój urok absolutnej naiwności, na przykład. Gdyby tak nie mogło być jak mówisz, nie byłoby określenia "tak złe, że aż dobre" w odniesieniu do filmu.
Ale, jedna kwestia bardzo ważna: jeśli ktoś mówi: "Uwaga! Moja gra jest klasy B! Bardzo proszę oceniać ją na płaszczyźnie klasy B!" to wtedy powstaje absurd. Jeśli powiem, że moja produkcja jest słaba, to musi zostać oceniona w zgodzie z kategorią, jaką jej nadałem? "W klasie słabych gier - pozycja świetna, z ręka na sercu mogę polecić tą świetnie słabą pozycję, w swojej kategorii najlepsza".
Gizmoo pisze:Ooops... Otóż widownia jest zawsze wyspecjalizowana!!!
Bo wie co lubi i ma oczekiwania, jak widzi słowo "komedia"? Ot i specjalizacja. Na tym polega różnica miedzy zwykłym człowiekiem a koneserem, że ten pierwszy wie, co lubi - a ten drugi smak swój rozumie. W kontekście czy to żywności, czy sztuki... natomiast ten fragment o chłonięciu gatunków od dziecka - to nie jest "uczenie się" w takim sensie jaki próbujesz stworzyć -to są tak zwane oczekiwania i supozycje. Różnica taka, że żadna to nauka, że komedia to śmichy-chichy, a dramat to smutek. Więc co, w komedii nie może być smutku, a w dramacie śmiechu? Supozycje to nie nauka. Nauka, to że supozycje się nie sprawdzają.

Wywody o reklamie i docelowym odbiorcy tu nie pasują, więc tylko powiem, że w gruncie rzeczy się zgadzam, ale z tym zastrzeżeniem, że twórca może wiedzieć co popełnił, ale co z tym później zrobi machina marketingowa, to już zupełnie inna sprawa. Chociaż... coś mi świta, że kiedyś już o tym rozmawialiśmy i wtedy byłeś zdania, że jak ktoś jest za głupi, żeby wierzyć reklamie, to sam jest sobie winien - ja zaś byłem przeciwnego zdania. Miło zobaczyć, że jakoś na przestrzeni pół roku, nastąpił cud zrozumienia. One of us, one of us! - cytując Internet. Jedno zastrzeżenie: zadaniem reklamy nie jest trafić właściwego odbiorcę, tylko jak najwięcej osób - a to akurat żadna tajemnica, tylko wiedza powszechna (jednakże warto tu nadmienić, że w marketingu "właściwy odbiorca" nie jest równoznaczna z "osobą, dla której jest dany produkt". Określa się to zupełnie inaczej i generalnie temat jest dość głęboki, bo też inaczej działają grupy docelowe pomiędzy branżami). Nie ma ten wątek tu jednak znaczenia, bo krytyka =/= reklama. Niemniej, żaden krytyk nie ma obowiązku uwzględniać konkretnej grupy potencjalnych fanów; chociaż się zdarza, że ktoś powie: "film na 7, ale dla fanów pozycja obowiązkowa" (ile razy widziałem: "grę Rosenberga/Felda/Wallace'a biorę w ciemno" - tak zdeterminowana widownia nie potrzebuje recenzji) - i jest to jakiś ukłon w stronę widowni docelowej, ale założenie, że to dla właśnie tej widowni docelowej powstaje recenzja, lub też że tak powinno być, jest mocno życzeniowe i niepraktyczne. A poza tym tworzy problem: gdzie jest ocena dla ogólnej widowni? To akurat termin ze środowiska, tzw. "general audience" - oznacza po prostu ludzi, którzy chodzą do kina - bez żadnych rozbić. To dla nich powstają recenzje w głównym nurcie, bo fani mają swoich influencerów. W każdym razie, nic tu nie jest takie czarno białe, jak próbujesz rozrysować - a też to i nie miejsce do tego. Może jakiś wątek w off-topic na takie dyskusje? Nie odmówię, nie pogardzę.
Gizmoo pisze:Rzetelna recenzja nie ma nic do uczciwości.
Powiedziałbym, że językowo ma dość sporo: polecam opasłe tomiszcza słowników wyrazów bliskoznacznych. Ale nie tylko językowo: rzetelna krytyka jako taka musi być uczciwa, co przekłada się na solidną robotę (parametry i opisy) i niezachwianą czynnikiem zewnętrznym ocenę (jak łapówki, bonusy, oczekiwania fanów, etc). Sama krytyka nie odpowiada za sukces produktu, bo do tego jest jeszcze marketing. Nikt nie nazwie kolejnych Transformersów perełkami kinematografii, bo choć sprawne technicznie nie mają nic do zaoferowania w warstwie tekstowej i nawet krytyka kierowana pod general audience jest w tym względzie raczej zgodna. Ale pompa marketingowa i nadnaturalne upodobanie chińczyków do tej serii filmów gwarantuje kolejne części.

Podsumowując, trochę się rozciągnęliśmy w temacie daleko od tego, od czego wyszliśmy, ale da się to sprawnie spiąć: krytyka rozdrobniona może być rozdrabniana aż po kres czasu - więc nie ma co się na nią napalać, a i też jej wartość poznawcza nie jest wielka. Co jeszcze ważniejsze - krytyka zawsze będzie służyć odbiorcy ogólnemu, bo po to jest: dla niezdecydowanych i niepewnych. Krytyka nie jest dla Zdzisia, który spija każdy update z kickstartera, tylko dla Zbyszka (z Bogdańca) który nie ma czasu i chce tylko się dowiedzieć, czy tak ogólnie, warto rozważać otwarcie portfela. Krytyk uginający się pod presją oczekiwań widowni/wydawcy/dystrybutora - to nie latarnia jaśniejąca dla fanów na nieboskłonie, a zwyczajnie zły krytyk. Jeśli ktoś ogląda krytykę dla walidacji własnego zdania - jest idiotą, który nie rozumie o co tu i z czym to, ale to osobny problem i wina nie leży po stronie krytyka, więc też i nie na temat tutaj. I nie bój się pisać zwartego tekstu, bo taka struktura sprzyja budowaniu pierdyliarda wątków, z których każdy leci w innym kierunku - tylko tematu głównego spod nich nie widać, a my rozmawiamy o gospodarce rolnej w Bawarii po 1946 roku, ku własnemu zaskoczeniu.
Awatar użytkownika
Veridiana
Administrator
Posty: 3237
Rejestracja: 12 wrz 2008, 17:21
Lokalizacja: Czyżowice
Has thanked: 15 times
Been thanked: 60 times
Kontakt:

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: Veridiana »

[Doceniając umiejętności oratorskie i znajomość słownika wyrazów obcych, prosiłabym jednak o rozmowę o recenzjach PLANSZÓWEK 8) ]
longmen76
Posty: 662
Rejestracja: 28 lut 2017, 08:15
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 53 times
Been thanked: 81 times
Kontakt:

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: longmen76 »

Gizmoo pisze:..........
I tutaj myślę, że jest sens całej dysputy w temacie recenzji i to nie tylko planszowych. Za recenzję konkretnego tytułu powinien zabierać się miłośnik i ZNAWCA GATUNKU. Irytuje mnie do granic możliwości jak miłośnik irańskich dramatów zabiera się za recenzję kina popularnego i z miejsca deprecjonuje dany tytuł nadając epitety w stylu "papka dla mas". Odwracając sytuację - To tak jakby miłośnik disco polo miał do zrecenzowania twórczości Brahmsa. Swego czasu pamiętam jak jechałem autem na wakacje z moimi znajomymi. Jako kierowca puściłem moich ukochanych Beatelsów. Po pół godzinie słuchania Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band, moja koleżanka (miłośniczka Feel i lekkiego popu) powiedziała z tylnej kanapy: "ale to jest gówniana muzyka". Zmiana płyty na The Wall Pink Floyd nie pomogła... :lol:

I o to chodzi, by za recenzje nie brał się ktoś, kto z miejsca nie lubi/nie szanuje/nie ma pojęcia o danym gatunku. Wszyscy zawsze się bulwersują, jak do studia sportowego zaprasza się jakiegoś "eksperta", który z daną dyscypliną nie ma nic wspólnego. To znaczy - jego znajomość częstokroć ogranicza się do tego, że "ogląda coś tam w telewizji". Wszyscy fani sportu są wtedy oburzeni. Dlaczego nie protestujemy więc, gdy jakiś recenzent zabiera się za coś, o czym nie ma pojęcia? I nie zasłaniajmy się tym, że to tylko "opinia". Bo recenzja, to też tylko opinia, ale - pogłębiona wiedzą. Nie da się być ekspertem od wszystkiego i powinno się jednak podejść do tytułów selektywnie. Skoro nienawidzisz area control i zagrałeś raptem w trzy tytuły, to po co się za to zabierać?

No chyba, że interesuje kogoś wyłącznie licznik wyświetleń. I tu niestety - im bardziej kontrowersyjnie i im więcej jadu - tym większa szansa, że ktoś to w tłumie zauważy. Bo młodzież woli niestety "ostry pojazd" od rzetelnych informacji przedstawionych przez fachowca.
Przeczytałem całą dyskusję o kinie - bardzo fajnie się to czyta. Zacytowałem powyżej najważniejszy fragment, który uważam za sedno problemu na który chciałem zwrócić uwagę kilkadziesiąt postów wcześniej, ale mi chyba nie wyszło. Kiedy recenzenci wezmą sobie to do serca to mam nadzieję, że przypadki mordowania dobrych i bardzo dobrych tytułów nie będą miały miejsca.
Awatar użytkownika
mat_eyo
Posty: 5605
Rejestracja: 18 lip 2011, 10:09
Lokalizacja: Warszawa / Łuków, woj. lubelskie
Has thanked: 791 times
Been thanked: 1236 times
Kontakt:

Re: Problem z recenzentami gier i ich oddziaływanie na nowyc

Post autor: mat_eyo »

Ja pisząc o grze, która w teorii nie powinna mi się podobać (bo nie lubię mechaniki, autora albo czegoś jeszcze innego) zawsze jasno to zaznaczam. Uważam, że taka opinia jest równie istotna, co głosy ludzi kochających dany temat. Kluczem jest tutaj jasne postawienie sprawy, a nie sama ocena.
Awatar użytkownika
Blue
Posty: 2323
Rejestracja: 09 gru 2006, 22:42
Has thanked: 196 times
Been thanked: 254 times
Kontakt:

Re: Bonfire (Stefan Feld)

Post autor: Blue »

Trzewik kiedyś palnął ze recki nie mają sensu i pomimo ze oglądam i się nimi nakręcam to tak naprawdę się z nim trochę zgadzam.

W sensie nie ma żadnego recenzenta z którym miałbym zgodny gust, można lawirować i mniej więcej wiedzieć co się komu podoba i czy są większe czy mniejsze szanse na synchro. Do tego dochodzi kilka kwestii:
1. Towarzystwo. Naprawdę czasem gra która nie działa w jednym gronie, działa wyśmienicie w innym i odwrotnie. Ba nawet czasem zależy od dnia.
2. Gusta się zmieniają z czasem. Jak wchodziłem w to hobby to strasznie źle reagowałem na losowość, szczególnie jak gra była dłuższa, bo tam w polowanie na robale mogłem zagrać. Teraz mi się trochę tolerancja zwiększyła, nie mam problemu żeby grac w potwory w Tokio, czy Hero Realms, ba nawet w Szarlatanów z Pasikurowic jestem w stanie grać bez przesadnego krzywienia się(acz nadal to będzie takie 6/10).
3. Koronne - gramy w planszówki, i ... wielu z nas gra tak naprawdę w inne gry, a utrzymuje ze w te same :D. Jak szanuję Kaczmara za to co robi i czasem oglądam to... obejrzałem w życiu chyba 3 jego wideoinstrukcje/omówienia zasad(zwykle to skipuje), we wszystkich zrobił błędy. Czasem gramy ze znajomymi i już w trakcie rozgrywki mi czy komuś innemu coś nie gra, sprawdzamy w instrukcji - źle graliśmy. Czasem to drobnostka, czasem może mocno wpłynąć na odbiór gry.
Ja mam tendencje do tego że jak biorę się za instrukcję to czytam długo, jednak chyba dzięki temu błędy się mało kiedy zdarzają. Nadal jednak przez to ile mi to czasu zajmuje to tego nie lubię i wolę jak ktoś wytłumaczy ;), ale czy na pewno wtedy grałem w tę grę to nie mam pewności :D.
Ostatnio zmieniony 30 mar 2021, 13:09 przez Blue, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ